2 kwi 2017

Do trzech razy sztuka? Silesia Beer Fest 2017

Po sukcesie, jakim okazały się dwie poprzednie odsłony festiwalu, które sprawiły, że na mapie polskiego craftu Śląsk przestał być pustą plamą, było pewne, że kolejna edycja jest tylko kwestią czasu. I tak faktycznie było, gdyż trzeci Silesia Beer Fest został zapowiedziany w styczniu tego roku. 


 Festiwal odbył się w dniach 24-26 marca, czyli w ostatni weekend miesiąca. Tym samym, śląski festiwal otworzył sezon festiwali piwnych w Polsce.
Lokalizacją, podobnie jak na poprzedniej edycji, była Galeria Szyb Wilson, mieszcząca się na katowickim Nikiszowcu. Galeria po raz kolejny spełniła pokładane w niej oczekiwania i pomieściła w sumie 29 wystawców, w tym 23 browary, 3 śląskie multitapy (Absurdalna, Biała Małpa, Browariat), oraz — dla spragnionych czegoś innego niż piwo — stoiska z rzemieślniczym cydrem i miodem pitnym. Na zewnątrz, podobnie jak rok temu, wyrosła strefa gastronomiczna składająca się głównie z foodtrucków. 

Słowem, pod względem zagospodarowania przestrzennego niewiele się tu zmieniło, ale jeśli coś jest dobre, to po co to zmieniać?

Silesia Beer Fest to z założenia nie tylko możliwość spróbowania piwa rzemieślniczego, ale też świetna okazja do poszerzenia swojej wiedzy o tymże. W myśl tej dewizy, na scenie gościła plejada blogerów, którzy w swoich prezentacjach przedstawiali najróżniejsze oblicza świata piwa rzemieślniczego. Wykłady prowadzone były w formie, dzięki której każdy, niezależnie od poziomu wiedzy na temat piwa, mógł dowiedzieć się z nich czegoś ciekawego.
Analogicznie do poprzedniej edycji festiwalu, drugi dzień piwnego święta zbiegł się z jedną z bitew piwowarów (o której możecie przeczytać tu) organizowanych w ramach Beer Cup 2017 przez śląski oddział Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych.


Szczegóły organizacyjne i wszelkiej maści atrakcje były jednak tylko tłem dla tego, co najważniejsze — piwo! Dziesiątki rodzajów piwa ze sceny rodzimego craftu (oraz gościa specjalnego — holenderskiego browaru Uiltje) uwarzone w większości najpopularniejszych stylów. Trzecia edycja Silesia Beer Fest była także wyjątkowo obfitująca w piwne premiery. Po raz pierwszy można było spróbować następujących trunków:


Browar Na Jurze

Jurajskie De Facto [Belgian Strong Ale]


Deer Bear 

Let's Cook Gose Ze Śliwką [Gose]
Tropical Weizen [German Hefeweizen]
Yellowstone [West Coast IPA]

Dukla 

Switezianka [New England IPA]

Komitet 

Angels' Share [Strong Scotch Ale]

Piekarnia Piwa 

Amerykawka [American Pale Ale]
- Coffee Twist [Milk Stout]

Waszczukowe 

Barbara Cwaniara [American Wheat]

Doctor Brew 

Old Ale [Old Ale]

Reden Chorzów 

Kolonia Nad Rawą [Kölsch]

Pinta

Jumbo Rum BA [Black IPA]
Texas Porter [American Porter/Robust Porter]

Piwowarownia

Gąska Beerbinka [Gose]
Hanysy i Gorole [Oatmeal Stout]

Uiltje Brewing Co.

Rice Rice Baby [Imperial IPA]
Matryoshka Doll [Baltic Porter]
Hoi! Dit is hop! [American Pale Ale]
M'n opa, M'n opa [American Pale Ale]

Tattooed Beer 

Fallen Angel [Imperial IPA]

Premiery premierami, jednakże browary skupiły się na swojej klasycznej linii i takie właśnie piwa dominowały. Cóż więcej słowami uogólnienia? 

W pierwszej kolejności niechaj Wojtek doda swoje przysłowiowe trzy grosze: 

`Spisując swoje wrażenia z tegorocznej (a może "pierwszej w tym roku"?) edycji Silesia Beer Fest, zerkałem do notatek z zeszłorocznego festiwalu i nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że pomimo dziesięciu miesięcy, które minęły od tamtego czasu, pod względem wizualnym i organizacyjnym, niewiele rzeczy uległo zmianie. Trudno mi nie pokusić się o stwierdzenie, że to tak naprawdę zeszłoroczny SBF, ale nieco większy, bardziej dopracowany i — po prostu — lepszy. Trzeba jednak wyraźnie podkreślić, że zmiany na plus dotknęły tego, co na takiej imprezie jest najważniejsze, czyli piwa. Marcowy SBF był pierwszym polskim festiwalem piwnym w tym roku, co w naturalny sposób sprawiło, że liczba piwnych premier była naprawdę imponująca. Ponadto, swoje zrobiła też obecność zagranicznego browaru Uiltje - łowcy "sztosów" mieli w czym wybierać. Jednym słowem, z radością zauważyłem, że festiwal dojrzał i można mieć nadzieję, że kolejne edycje będą jeszcze bardziej rozbudowane. Ciężko mi porównywać, ile ludzi przewinęło się przez te trzy dni przez śląska Galerię Szyb Wilson, i czy było była to liczba większą, czy mniejsza, niż roku temu. W piątek skoncentrowaliśmy się degustacjach, wyrywając świeżo rozlewane premiery, ale też będąc w towarzystwie, większość blogerskich obowiązków przełożyliśmy na drugi dzień. Oceniając frekwencję niezawodną metodą pi razy oko, powiedziałbym, że takich tłumów jakie w sobotnie późne popołudnie i wieczór krążyły po dwóch halach wystawowych i podwórzu, wcześniej jeszcze tam nie widziałem. O miejscu siedzącym można było pomarzyć, mimo, że ławek i leżaków było sporo. Sprawa wyglądała inaczej w niedzielę, kiedy już tylko nieliczni najwytrwalsi (vel leczący kaca), albo ci, którzy dopiero wtedy wpadli na festiwal) kręcili się po terenie festiwalu. 

Jeśli chodzi o piwo, to ze wszystkiego, czego przyszło mi degustować przez ten weekend, bezapelacyjnie największe wrażenie zrobił na mnie Coffee Twist z browaru Piekarnia Piwa. Jako fan mocnej kawy w piwie, byłem zachwycony — ostatnio takie emocje towarzyszyły mi gdzie na początku mojej przygody z kraftem, kiedy po raz pierwszy próbowałem I'm so horny z Pinty. Wspaniały, intensywny aromat świeżej kawy zniszczył mnie już na starcie. Po pierwszym łyku już wiedziałem, że na tym festiwalu już raczej nic tego nie przebije. Dobre wrażenie zrobiło na mnie Tropical Weizen z browaru Deer Bear. Bardzo smaczne i lekkie piwo z wyraźnym owocowym smakiem. Gdyby tylko miało odrobinę więcej ciała, byłoby idealne. Angels' Share z browaru Komitet, treściwy Scotch strong ale z dodatkiem słodu wędzonego torfem, mimo że nie uważam się za oddanego fana stylu, też mi smakował. Solidna robota. Z piwnych dziwactw na wzmiankę zasługuje Gąska Beerbinka, czyli owoc kooperacji browarów Piwowarowania i Leśniczówka. Gose z ogórkami kiszonymi brzmi kosmicznie, ale... smakuje całkiem nieźle. Niestety, nie przekonałem się, czy można skutecznie leczyć tym kaca, bo próbowałem go w piątek wieczorem. Havana Stout z browaru Pinta, na który również ostrzyłem sobie zęby, był całkiem dobry, choć w temacie piw z dodatkiem kawy, król był tylko jeden. I cóż, to by było na tyle. Po trzeciej już z rzędu udanej edycji Silesia Beer Fest, dla wszystkich przyjezdnych i miejscowych stało się jasne, że Śląsk piwnym rzemiosłem stoi. Z optymizmem patrzę w przyszłość i kolejną już, czwartą edycję festiwalu. Bo to, że takowa się odbędzie, nie jest kwestią "czy", lecz "kiedy".`



Ja natomiast bym dodał, iż porównując festiwal z chociażby resztą polski (nie mam zamiaru podawać konkretnych przykładów) to SBF, mimo już trzyletniego stażu, jest nadal miejscem omijanym przez dużą liczbę browarów. Szczerze mówiąc, brakowało mi kilku stanowisk, które mogłyby fajnie wypełnić festiwalową lukę, lecz nie zmienia to faktu, że było w czym wybierać i wybór nie obciążał portfela. Ceny jak na festiwal - przystępne, a co najlepsze - Uiltje Brewing Co. na stanowisku Browariatu sprzedawał wszystkie piwa lane w tych samych cenach, co się szczególnie chwali. Gdybym zaczął narzekać na frekwencję (która rok, czy tam dwa lata temu nie była jakaś imponująca) to byłaby to doczepka na siłę. Tak jak już Wojtek wspomniał, w skrócie - osób było multum. Szczególnie w sobotę, tak dodam. Chociaż tego dnia nie czułem wygody, którą zawsze sobie cenię, to sam dzień uważam za udany. 

A jakie piwa skradły moje serce? W sumie nie tylko piwa, ale o tym zaraz. Najlepszy trunek festiwalu, chociaż, jak już wiele osób wie - nie jestem fanem stylu - to zdecydowanie Coffee Twist. Takiej dawki kawy dawno nie przyjąłem, i co najważniejsze dobrej kawy. Z innych premier to jeszcze Angels' Share, czyli szkockie ale. Styl mało popularny w polskim rzemiośle, jednak beczka i torf zrobiły swoje, ale nie zdominowały trunku. A dwa pozostałe,  które poradziły sobie z mym wymagającym podniebieniem to Brewski Mango Feber DIPA (na stanowisku Białej Małpy), bezapelacyjnie najlepsza Imperialna IPA na festiwalu, jak i również RIS - Sgt. Nightvison z Uiltje - kawał dobrego i niezapychającego, jak na tak ciężki kaliber, piwa. O pozostałych nie będę się już wypowiadał, gdyż były, albo średnie, albo słabsze. Na osobną uwagę zasługuje stanowisko Slow Flow Group z cydrem Smykan. Bodajże trzy z czterech cydrów, które próbowałem były rewelacyjne, także wielkie ukłony i pozdrowienia. Prócz piwa, uwielbiam ten trunek, także może i coś na blogu się ukaże, nie przeczę. 

Nie zostaje nic innego jak czekać na kolejną edycję i mieć nadzieję, że festiwal nadal będzie się rozrastał. Śląsk rzemiosłem stoi. Jak to mawiał pewien bloger: Pijcie dużo dobrego piwa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz