27 cze 2017

Jak smakuje whiskey leżakowane w beczce po piwie?

Jameson. Marka jednej z najbardziej popularnych irlandzkiej whiskey, poszła za ciosem młodszego sąsiada, czyli szkockiego Glenfiddich (pamiętacie IPA barrel aged?) i z impetem ruszyła na beczki z piwem. Nic nie byłoby w tym tak interesującego, jak to, że ów antał tym razem został wypełniony rodowodem wyspiarskiego piwowarstwa, czyli stoutem i - co najważniejsze - wypust ten trafił do regularnej sprzedaży. Również w Polsce.

Z informacji, do których udało mi się dotrzeć, trunek był kondycjonowany w beczce po - nomen omen - stoucie z irlandzkiego browaru Franciscan Well. Historia tej kooperacji zaczyna się w mieście Cork, gdzie to w/w browar i destylarnia Jamesona znajdują się w niedalekim sąsiedztwie. Ci drudzy, odstąpili kilka dębowych beczek, aby podstawowa wersja piwa (czyli najprawdopodobniej Shandon Stout, mocno zachwalany przez samą destylarnię) trafił tamże. Po jakimś czasie, browar zabutelkował swój leżakowany wypust i zwrócił beczki Jamesonowi. Oczywiście wszystkie były "nasycone" aromatami stoutu i ponownie trafiła do nich whiskey. 

Brzmi jak kuriozum? W każdym szaleństwie jest trochę rozsądku. Sprawdźmy.

Whiskey ocenia się trochę inaczej niż piwo, potrzeba jednak trochę czasu, by nozdrza przyzwyczaiły się do wysokiej zawartości alkoholu i aby wszystkie aromaty się skumulowały, dlatego też degustację podzieliłem na dwie części. Pierwsza, to świeżo nalany trunek, a druga ten sam po około dwunastu godzinach spędzonych w szkle. 

Degustacja nr I: Pierwsze skojarzenie w aromacie to klasyczna - dobrze już znana - wanilia, którą to kojarzymy z piw leżakowanych w beczkach. Ponadto dosyć siermiężna dębina, która wypełnia nozdrza wraz z mleczną czekoladą, jako pierwszym objawieniem stoutu. Zapach jest słodki. Gdzieś próbuje się przebić kawa, aczkolwiek jest zastawiana przez akcenty zboża, które to w tych irlandzkich whiskey grają często tą główną rolę. To połączenie, na granicach autosugestii, skojarzyło mi się właśnie z kawą zbożową, a gdzieniegdzie nawet obijającą się o bawarkę. 
Pierwszy łyk - whiskey - jest mocno agresywna, wręcz pieprzna, ale i po raz kolejny, klasycznie irlandzka. Kłosy zboża i laski wanilii, ale też dębiny, które to w finiszu ściągają język swoimi taninami. Świeżo nalana jest mocno agresywna i raczej dominantą są w niej klasyczne aromaty irlandzkich destylatów. 

Degustacja nr II: Po tych kilkunastu godzinach (oczywiście szkło przechowałem w suchym i zaciemnionym miejscu), lotne związki etanolu zdążyły "wyparować" i w aromacie obijała się tym razem nuta karmelu, może i momentami ocierająca się o marcepan. Generalnie słodkość aromatu była mocno podwyższona względem dziewiczej degustacji. Kolor również stracił jeden odcień. Po zetknięciu trunku z podniebieniem było - o dziwo - bardziej wytrawnie, niż "pieprznie". Dębina zarzucała się raczej w tle, a kawa zbożowa grała główną rolę, w finiszu poskromiona przez kłosy. 

Wariacja na temat whiskey wyszła co najmniej interesująco, lecz - moim zdaniem - nie w taki sposób, aby mogła ją docenić osoba pijąca wyłącznie piwo (craftowe). Irlandzkie whiskey rządzą się swoimi prawami i często profil zbożowy jest w nich mocno akcentowany. Same w sobie są jednak należycie gładkie, co w tej degustacji pokazuje (przypominam o akcentach przyprawowych/pieprzu), że nie mamy do czynienia z zupełną klasyką. Jako fan obydwóch trunków kładę nadzieję w tego typu "zajawkach" i czekam na rozwinięcie sytuacji z kondycjonowaniem destylatów w beczkach po piwie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz