2 lis 2017

"A po maturze chodziliśmy na... piwo", czyli browar Kazimierz w natarciu.

Obiegowa opinia mówi, że nawet Docent z dwoma wątrobami nie jest w stanie zliczyć premier, które w przeciągu ostatnich miesięcy miały miejsce. Co rusz, przybywa nowych kontraktowców, którzy, albo po dwóch piwach wchodzą na piedestał, trzymają się w podziemiu, czy też stygną w bezruchu tuż po paru nowościach. Odbiorcy poprzez swoją nieufność, (tzw. syndrom debiutanta, który szczególnie obserwujemy na przełomie 2016/2017) raczej są w pełni oddani starym wyjadaczom, jednakże u niektórych powiew świeżości przynosi nowych herosów. Kto wie, może za parę lat to właśnie oni będą pchali polskie piwowarstwo ku najlepszym.
Można rzecz, że Małopolska craftem stoi. Jako Zagłębiak z krwi i kości, z Jurą Krakowsko-Częstochowską jestem związany bardziej niźli ze Śląskiem odległym o jakieś parę kilometrów ode mnie. Opisywana dziś inicjatywa, to browar rodzinny utworzony w 2016 roku poza granicami Krakowa, w miejscowości Podłęże. Więc niechaj nazwa Was nie myli. Gdy u chłopaków praca wre, bo aktualnie są w trakcie budowy browaru, to my sprawdzamy, co tam słychać w piwach uwarzonych jeszcze kontraktowo. 
A więc bez zbędnego przedłużania: po maturze nie chodziliśmy na kremówki, a na piwo.
Kazik (abv 3,5%; blg 8,5°; ibu 20) [American Pale Ale]
Mariusz: Jedziemy procentowo, więc zaczynamy od Light Australian Ale, jak nam mówi napis na etykiecie. Chmiel Galaxy, płatki owsiane, do tego trzy i pół procent alkoholu. Brzmi orzeźwiająco? Zdecydowanie. 
Aromat od razu skojarzył mi się z pulpą owoców egzotycznych, która w połączeniu z nienachalną słodowo-ziołową dobitką dawała należycie zbalansowany zapach. Po głębszych wdechach, woń została okiełznana przez świeżą egzotykę, która to grała pierwsze skrzypce w tym piwie. 
Po inicjacji z trunkiem podniebienie było przyjemnie łechtane należytą gładkością płatków owsianych, które wylądowały w zasypie. Ziołowo-owocowe akcenty chmielowe dopełniały odczucie w ustach. Mimo, że oscylujemy w granicach dziewięciu stopni Ballinga, to o żadnej wodnistości nie ma tutaj mowy. Balans, czyli to co lubię, został zachowany w stu procentach. 

Wojtek: Degustację rozpoczęliśmy od "Kazika", nie mylić z "Kazimierzem". Nazwa jest, swoją drogą, bardzo adekwatna  Kazik to lekkie pale ale, a jego starszy brat, o którym za chwilę, to już cięższy kaliber. Aromat był bardzo świeży i przyjemnie wypełniał nozdrza nutami soczystych owoców egzotycznych charakterystycznych dla australijskich odmian chmielu. 
Smak określiłbym jako lekko słodkawy, z goryczką zaznaczającą swoją obecność, acz nieprzesadzoną. Słodkie egzotyczne owoce zgrabnie wypełniały podniebienie. Początkowo piwo wydawało mi się nieco wodniste, ale po kilku kolejnych łykach upewniłem się, że to tylko złudzenie. Ciało na poziomie średnim, gładka, pijalna tekstura i średnie nagazowanie. Piwo jest bardzo pijalne i orzeźwiające. Dobry początek!

Aldona (abv 5%; blg 12°; ibu 20) [Golden/Blond Ale]
Mariusz: Kolejne typowo letnie piwo, chociaż zawartość alkoholu raczej popycha nas w zimniejsze rejony Polski, bo pięć procent alkoholu w lato – przynajmniej takie jakie mieliśmy w tym roku – nie wróży dla naszej głowy nic dobrego. Co jak co, ale aromat również był "niezbyt" najłagodniej to określając. Nie chodziło jednak o wady, a o kompletny pustostan z majaczącym gdzieś bukietem kwiatów, które przyniosłeś żonie dwadzieścia lat temu. Nikło, z lekką nutą słodową, może nawet i zbożową, chociaż ciężko było wypełnić nozdrza należytą ilością fenoli przypadających na zawartość tego piwa. 
W smaku podobnie – bo o punkt zaczepienia tutaj trudno. Sam nie wiem, co o tym trunku powiedzieć, więc posłużę się notatką, którą wpisałem w telefon [pisana bez interpunkcji, "na żywca"]: słodkawe puste nic nie mogę tutaj znaleźć do poprawy kurwa mać.
Wojtek: Aldona, choć z definicji jest lekkim Summer Ale, pod względem ekstraktu i zawartości alkoholu uplasowała się wyżej niż Kazik, toteż wzięliśmy ją na warsztat w drugiej kolejności. Niestety, tutaj już od początku nic się nie zgadzało. Aromat bardzo nikły, z delikatną tylko nutką kwiatową i majaczącą w tle słodkawością, którą ciężko mi określić. 
O smaku trudno mi cokolwiek powiedzieć, ponieważ jest... pusty. Nie chodzi tu nawet o brak ciała, a raczej brak treści – jakiegokolwiek wypełnienia. Poza lekką słodyczą i pewną dozą stonowanej ziołowości, ciężko tu o punkt zaczepienia. Już po zakończeniu degustacji zgodnie przyznaliśmy, że Aldona stanowiła jej najsłabsze ogniwo.

Kazimierz (abv 5,9%; blg 14°; ibu 40) [American Pale Ale]
Mariusz: Kazimierz, czyli flagowe piwo chłopaków spod Krakowa musiał być rzeczywiście piwem atutowym, gdyż nazwa jest w pewnym sensie reprezentacyjna. No właśnie – i tutaj czar pryska, bo powiedziałem to w czasie przeszłym. Niestety, w aromacie zaznaczał się dość uciążliwy karmel, którego w piwach typu American... jestem zdecydowanym przeciwnikiem. Gdzieś tam majaczyły nuty owoców egzotycznych, jednakże odkarmelowa słodkość spuszczała niezłe baty mym nozdrzom. 
Smak również był zapychający na korzyść słodkawych nut w/w specyfiku. Mógłbym jednak powiedzieć, że owoce egzotyczne i odchmielowa ziołowość próbowały dzielnie walczyć z przepasteryzowaniem – jak mniemam – jednakże z tego boju nie wyszli zwycięsko. Zacytuję tutaj fragment utworu kapeli Airbourne: Too much, too young, too fast. 
Wojtek: Już od początku miałem obiekcje co do Kazimierza – barwa głębokiego bursztynu i wysoka przejrzystość odbiegają od podręcznikowego wyglądu APA. Co ważniejsze, zdradzają, że w smaku kryje się moc wychodząca poza widełki stylu. Aromat również sugerował coś zgoła innego, niż etykieta. Sporo tu karmelu, oraz owoców egzotycznych – jak na APA, to pachnie to zdecydowanie za ciężko. Ulepkowy karmel poprzetykany nutami egzotyki niechybnie zwiastował, że nie będę tu miał do czynienia z lekkim APA. I nie pomyliłem się. 
Goryczka była zdecydowanie zbyt zalegająca i wysoka, jak na standardy APA. Poza tym, Kazimierz nie ustrzegł się tu największej bolączki polskich APA/AIPA, czyli nadmiernej karmelizacji. Zbyt lepko, zbyt ciężko, zbyt słodko – nie tędy droga. Gdyby oceniać Kazimierza w ramach wytycznych BJCP dla APA, wypadłby zupełnie obok stylu. Jako AIPA, jest przyciężkawe, za mało owocowe i chmielowe. Werdykt może być tylko jeden – do poprawy, bo jako "flagowe" piwo browaru (przynajmniej z nazwy), wystawia mu złą ocenę.
Pszynka (abv 5,9%; blg 14°; ibu 40) [Smoked American Wheat]
Mariusz: Jak to mówią – pierwszej miłości się nie zapomina. Dokładnie pamiętam swoją inicjację z browarem gdzieś pod koniec czerwca na Śląskim Festiwalu Piwa w Katowicach. Jako fan wędzonek raczej z torfowisk, to klasyczne Schlenkerlowskie dymy nie są mi obce. Tak samo było z tym piwem, gdyż miałem go okazję degustować (pić??) dobre kilka razy i jak staram się nie powtarzać, to do Pszynki zawsze wracam. Podobnie było i na ostatniej degustacji: aromat jawił się wspaniałą, wręcz "drewnianą" wędzonką, która wraz z kłosami pszenicy i schowanym w tle cytrusem przyjemnie pobudzała receptory węchu. Sama w sobie woń była nienachalna i każdą jej część można było wyczuć. 
Smak był/jest i mam nadzieję, że będzie zawsze odą do radości. Pierwszy łyk należał do odchmielowych akcentów, które trzymały się w ryzach i nie dały – tym razem – bardziej szynkowej wędzonce, mimo, że między tymi dwoma czynnikami nastąpiła koneksja w późniejszej części degustacji. Dużo zboża, owoców cytrusowych i niemieckiej wędzonki z wytrawnym i należycie zbalansowanym grejpfrutowym finiszem. W ogólnym odczuciu, wersja z kranu miała bardziej zalegającą goryczkę, natomiast butelka sprostała moim oczekiwaniom w stu procentach. Póki co, najbardziej kreatywne i najlepsze piwo ze wszystkich debiutantów era vulgaris 2017.
Wojtek: W szkle Pszynka czaruje przejrzystym złotem z niską warstwą białej piany. Aromat to delicje dla mojego zmysłu węchu  lekka wędzonka w klimatach wędzonej szynki i ogniska przeplata się zręcznie z nutami pszenicy; akcentów amerykańskich, co prawda, się tu nie doszukałem. W smaku piwo odbija nieznacznie w stronę wytrawności, a goryczka jest tu na niskim poziomie. Ponownie pojawia się tu wędzonka w klimatach lekko wędzonej szynki, która w stosunku do aromatu wydaje się bardziej stonowana, oraz podkład pszeniczny. Było to moje drugie spotkanie z "Pszynką" i smakowała mi dobrze, jak przy pierwszej wizycie w moim szkle. Jak dla mnie, to zdecydowanie najmocniejszy punkt opisywanej dziś czwórki.



Słowami podsumowania. Pośród kilku debiutantów, browar jest na pewno warty przysłowiowej świeczki i mimo paru słabych piw sam zapatruję się na niego jako solidnego warzyciela z głową pełną pomysłów na piwa nietuzinkowe, oparte na dysonansach z punktu widzenia piwnego purysty. Zachwycając się Pszynką, nie sądziłem, że łączenie amerykańskich odmian chmielu z wręcz bamberowską wędzonką może w jakikolwiek sposób grać ze sobą, czy też stać się numerem jeden na mapie debiutantów. Czekam na rozwinięcie sytuacji, trzymam kciuki za udane warki i zawsze trafione pomysły!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz