7 wrz 2017

Szkocja w Katowicach, czyli nie samym piwem człowiek żyje

Chyba nie znam zbyt wielu piwnych blogerów, którzy chętnie sięgają po inne trunki i starają się uczestniczyć w wydarzeniach mniej związanych z piwem, lecz nadal oscylującymi wokół sensoryki. Sam do jakiegoś czasu byłem mocno zamknięty na smaki chociażby destylatów i – nawet mając świadomość, że świat whisky, czy wina, jest tak bogaty jak piwa, to omijałem szerokim łukiem napoje wysokoalkoholowe. Warto jednak słuchać mądrzejszych od siebie i w pewnym sensie dorosnąć do zupełnie nowych dla nas rzeczy. 

W ostatni dzień wakacji, w katowickim The Spencer Pub odbyła się prelekcja, wraz z degustacją dobrzej znanej w tamtejszym środowisku Glenmorangie Single Malt Scotch Whisky. Wykład poprowadził ambasador marki – Jakub Grabowski


Czwartkowy wieczór nie napawał się jednak zbyt dużą frekwencją, mimo, że wstęp był darmowy. Raptem piętnaście osób, co skłoniło mnie myśleć, że społeczność whisky (w porównaniu np. do tej piwnej) nie jest tak zsocjalizowana. Ludzie, z którymi wymieniłem kilka zdań zachowują duży dystans do swego hobby, inaczej patrzą na premiery i słowo "craft", czy "koncern" ma ze sobą więcej wspólnego. 

Trochę historii

Szkocja szczyci się trzema rodzajami whisky (chociaż tak naprawdę dwa są najbardziej true) – single malt, single grain i blended. Ta pierwsza odnosi się do tego, iż każda kropla tegoż alkoholu musi być wyprodukowana na terenie jednej destylarni, oczywiście w Szkocji, z trzech składników (w tym przypadku wody, drożdży i słodu jęczmiennego). 
Glenmorangie to oczywiście whisky single malt, a sama destylarnia została założona w 1843 roku na terenie (nomen-omen) byłego browaru. William Matheson, czyli założyciel, swoją fabrykę nazwał na cześć farmy MorengieGlen-Morangie co w języku Szkotów oznacza "dolina (glen) wielkiego (mor) spokoju (angie)". 

Destylacja odbywa się w miedzianych alembikach (coś w stylu kadzi filtracyjnych, chociaż nie do końca), lecz najważniejszą częścią jest ich kształt, który wpływa na sam smak i aromat destylatu. Czym wyższy/większy, tym świeży trunek bardziej łagodny, a czym mniejszy, pękaty – tym ciężki, bardziej sensorycznie złożony, alkoholowy. W przypadku tej whisky, destylarnia posiada je najwyższe w kraju (trochę ponad 5 metrów), więc odpowiedź nasuwa się sama. 

Ostatnią częścią jest tutaj leżakowanie w beczkach, które musi się odbyć minimum trzy lata, a – wg znawców – to co najlepsze, drewno daje po 12-18 latach. Nie możemy też zapomnieć o uwarunkowaniach geograficznych, które w piwie znamy chociażby z belgijskich lambików. Destylarnie położone na wybrzeżach, napawane jodem i morskimi falami "dodają" do beczek nuty morskie – soli, jodyny, nawet i wodorostów, a te bardziej w środkowej części danego regionu będą łagodniejsze, gdyż beczki inaczej będą się starzeć. Kilkanaście lat temu, ów marka wprowadziła tzw. designers' casks, gdzie beczka, od samego momentu ścięcia drzewa jest kontrolowana przez destylarnię w celu podwyższenia jakości produktu. Składa się na to wszystko: suszenie na wolnym powietrzu; opiekanie (a co z tym idzie – karmelizacja) / wypalanie (rozwarcie słojów drewna, oczyszczenie destylatu); sezonowanie bourbonem i napełnianie destylatem. To  pewnego rodzaju dziewicze napełnienie po 9,5 roku (już jako whisky) nosi nazwę Glenmorangie 1st fill casks

Produkcja whisky ma w sobie dużo wspólnego z warzeniem piwa, gdyż woda, czy zastosowanie danego zboża, w dużej mierze wpływa na sensoryczne odczucia naszego podniebienia i nosa. Do tworzenia whisky Glenmorangie jest używana ponoć najtwardsza w całej Szkocji – bogata w mineralne składniki, które mnożyły się w niej przez lata. Woda ta, w połączeniu z drożdżami gorzelniczymi (de facto używany jest tam również jeden szczep piwny) nadaje trunkowi więcej estrów. 

Degustacja

I: Whisky, jako trunek wysokoalkoholowy, może nam dać nieźle popalić, więc dla początkujących – kropla wody do szkła może być zbawieniem. Przyciszy ona wydźwięk alkoholu na rzecz samego bukietu destylatu.

II: Kolejna sprawa. Aby nos się przyzwyczaił do zawartości alkoholu nie wtykamy go do szkła i od razu "wciągamy" nim aromat, bo zrobimy więcej krzywdy niż przyjemności. Wąchamy kilka centymetrów dalej od niego i poświęcamy na to więcej czasu niż piwu, albowiem nie chodzi tu o pierwsze wrażenie, a raczej o to, by nasze nozdrza wyłapały to co najlepsze. A jeśli już ktoś lubi wtykać nos tu i tam, to mając go w szkle, wystarczy zacząć oddychać przez usta, wtedy retronosowo odczujemy dane aromaty.

III: Kiedy już wypełniamy usta destylatem, pozwólmy mu trochę zostać w nich, aby każda część języka pozwoliła sobie na rozdzielnie smaku. 

wszyscy uczestnicy otrzymali po cztery próbki destylatu
Glenmorangie Original 10yo – Pierwsze co wyczułem w aromacie to wanilia, która z zastosowania beczki po amerykańskim Bourbonie podwajała jej słodkie nuty. Poza tym lekki cytrus, miąższ moreli czy brzoskwiń, jak i karmel, który zaokrąglał sam aromat. 
W smaku dość delikatna, chociaż i słodka, przywoływała na myśl cytryny z cukrem, które jako dziecko pochłaniałem. Finisz mocno kremowy, waniliowy.

Glenmorangie Lasanta 12yo – Tym razem finiszowana beczka to Sherry. Już sam aromat przedstawiał się ciężej, gdyż ciemne winogrona, śliwki, czy suszone owoce grały tam główną rolę. 
Smak, wytrawniejszy od poprzednika z nutami cynamonu, czy gałki muszkatołowej, a finisz ściągający, w którym pierwsze skrzypce grały daktyle, figi, czy śliwki. Karmel zresztą też. 

Glenmorangie Quinta Ruban 12yo – Po raz kolejny odniesienie do wina, finisz w beczce po Porto z regionu Quint. Aromat, mocno nawiązujący do poprzednika, lecz tym razem wzbogacony o ziołowość ze świeżymi czerwonymi owocami. Taninowa, mocno ściągająca niczym teina, która moim zdaniem momentami zaburzała cierpkie owocowe odczucie, które miało być, jak mniemam motywem przewodnim.

Glenmorangie Nectar d'Or 12yo – Ponoć deser, chociaż moje kubki smakowe były już mocno wysuszone od zawartości alkoholu i przepijając wodą starałem się doszukiwać różnych nut już na poziomie autosugestii. Tym razem beczka po Bourbonie i francuskim winie Sauternes, o którym słyszałem pierwszy raz. Dębina wykorzystana w beczkach po w/w trunku może dawać odmienne wrażenia sensoryczne, co - jak na tacy - ukazane było w smaku. Najpierw aromat jawił się miodem, budyniem, dość słodkawymi nutami, natomiast również słodki smak został przełamany wręcz pieprzną, paprykową, momentami imbirową pikanterią. Ciężki orzech do zgryzienia, bo finisz długi i "drewniany".

1st fill cask whisky przed filtrowaniem na zimno
Na koniec wieczoru zamieniłem kilka słów z prelegentem, gdzie wymieniając się doświadczeniami z zupełnie innych światów odniosłem wrażenie jak jeszcze mało wiem o sensoryce. Mistrza czyni trening, a żadne warsztaty, czy przekazanie samej wiedzy teoretycznej nie zrobi z ciebie gwiazdy wieczoru na ślubie siostry kuzyna kolegi. 

Get your life and open your mind!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz