9 sty 2017

W cztery oczy z Bierhalle.

Chyba najpopularniejsza sieć browarów restauracyjnych w Polsce jest pewnego rodzaju wyjątkowa. Nie bez kozery postanowiłem się zmierzyć z tym przypadkiem, albowiem głosy w jej kwestii są bardzo podzielone, chociażby patrząc na oceny z tzw. wszechwiedzącego medium, powszechnie znanego jako internet...




Katowicki Bierhalle jest ulokowany w centrum handlowym co na pewno sprzyja marketingowi przedsięwzięcia z uwagi na możliwość zainteresowania większego grona osób. 
Mam tu na myśli tych, niekoniecznie wybierających sobie za cel wizyty w Silesia City Center akurat tę miejscówkę. 
Przyczepiając się już jednak do kwestii technicznych, jak lokalizacja w takim miejscu jest dobra, to samo ulokowanie lokalu na ostatniej kondygnacji, wręcz w kącie - posunięciem dobrym nie było. Szczerze powiedziawszy, miałem problemy ze znalezieniem restauracji, mimo, że od niepamiętnych czasów jeżdżę na Chorzowską 107Brewpub sam w sobie nie jest jakoś wyjątkowy pod względem wizualnym, lecz zachowuje należyty klimat mimo niemałej powierzchni. Jako, że nie jestem fanem wszelakich dewocjonaliów, to akurat dnia, którego byłem, wisiały jeszcze świąteczne ozdoby, które całkiem nieźle wpasowały się w ogólny klimat, do jakiego restauracja z założenia dąży. Może powiecie, że przerost formy nad treścią, ale sam wystrój cieszy oko.

No właśnie. Wszystko na modłę niemiecką i tutaj kwestia strojów obsługi (panie niczym kelnereczki z Oktoberfestu), czy nawet ogólnego wyglądu - beczki, jakieś tam cegiełki, pierdółki - nie podlega dyskusji, to płaszczyzna gastronomiczna zostawia wiele do życzenia. 
Nie jestem fanem łączenia jedzenia z piwem, więc darowałem to sobie, ale z tego co dostrzegłem na karcie dań, raczej nie przyjdziemy tu dobrze pojeść. Porcje nie są jakieś bardzo duże 100-180g, a w zestawieniu z cenami 30-50zł mogą solidnie obciążyć portfel. Opinie co do jedzenia raczej też nie zachwycają polegając na wpisach z internetu.

W lokalu mamy do wyboru sześć piw. Dwa w stałej ofercie tj. Weizen i Pils. Natomiast cztery pozostałe są z założenia sezonowymi i oferta zmienia się rotacyjnie.
Akurat w dzień mojej wizyty pojawiły się Marcowe, Bock i Dunkel. Wszystko w kuflu 0,4l, jak i ewentualnie 1l. Kwestia cen, a jakości jest już sprawną sporną. Za te ze stałej oferty musimy zapłacić 9zł (0,4l), a idąc już po kolei, za ofertę rotacyjną (w tym przypadku wspomnianą wyżej): 9, 12.99 i 9,99zł. Dostępne były również kegi i butelki 0,33. Bardzo ubolewałem nad brakiem Alta, bo chciałem sprawdzić jak lokal radzi sobie z dość trudnym i zapomnianym niemieckim stylem. Z lekkim zażenowaniem skusiłem się na inne specyfiki.


Pierwszym piwem, którego spróbowałem był Pils. Zapach nie wróżył niczego dobrego, gdyż od razu uderzyła siermiężna nuta siarki/zgniłych jaj, bez jakiegokolwiek apertifu słodowego. Rozumiem, że w małych ilościach jest to dopuszczalne, ale tutaj nie było to niczym kontrowane, więc nie zachęcało zbytnio do wzięcia tego pierwszego łyku. W smaku zdecydowanie lepiej, chociaż do dobrego niemieckiego dolniaka trochę zabrakło. Lekka słodowość zaznaczająca profil trunku z ziemistą podbudową okalała język. Finisz przycierpki, ziołowy i zalegający. Brak przynajmniej zbożowości, która by zaokrągliła fakturę, chociaż piwo złe nie było.

Na drugą kolejkę poszło Marcowe, którego pijam od wielkiego dzwonu. Tym razem dodatkiem do wszechobecnej siarki był lekki dotyk słodowy na poziomie ocierającym się o autosugestię. Na języku dość podobnie, ale jednak w tymże zestawieniu, siareczka zarzucała się również w smaku i przeszkadzała kubkom smakowym w czynieniu swej powinności. Po ogrzaniu tło już bardziej słodowe, karmelowe z trawiastym dotykiem chmielu w finiszu. Najsłabsze póki co.

Dunkel, który to został podany w ładnym snifterze jakoś dziwnie skojrzył mi się z Bockiem, o którym potem. Domniemywałem, czy aby na pewno podano mi dobre piwo. Aromat przedstawiał się karmelową pełnością z nutą... tak, siarki. Bingo! Munich Dunkel. Nie była ona jednak tak znacząca, lecz nadal aktywna. I teraz duże zaskoczenie: w smaku od razu spodobała mi się nuta popiołowa z przyjemną bryzą karmelu. Nie był on jednak w tym przypadku mdląco słodki, lecz dodawał ździebko do ciała w ogólnym rozrachunku. Finiszem była opiekana skórka od chleba i ponownie popielatość ocierająca się momentami o tytoń, która to przy końcu zaczynała doskwierać na żołądku. Mimo wszystko, trunek na plus.

No i w końcu gwóźdź wieczoru, na którego ostrzyłem sobie zęby od samego początku. Bock. Tym razem nieprzejrzysty, głęboki mahoń tlił się w szkle. Aromat przywitał zdecydowaną nutą melanoidyn w charakterze mocno opiekanej skórki od chleba. Spowite było to wszystko karmelem, w tym przypadku już dość agresywnie się zarzucającym, lecz po raz kolejny nie mdlącym. Pierwsze łyki pokazały klasę. Okrągła faktura trunku z dość siermiężną nutą palonych słodów sprawnie wzdrygała w aftertaste, a rozchodząca się kawowość dodawała charakteru. Zwieńczeniem tejże kanonady były nuty karmelu z tostowym zacięciem. Świetne piwo


W ogólnym rozrachunku, mimo dobrych piw sezonowych, to cała marka Bierhalle jest raczej nastawiona dla mało wymagającego, bogatego klienta. Ceny mogą odstraszać, a beer geek na pewno znajdzie jakiś lepszy i co najważniejsze tańszy browar restauracyjny na śląsku. Cała niestabilność sieci w kwestii jedzenia, czy piwa, to sprawa marketingu. Bardziej chyba nastawionego na zysk, aniżeli jakąś regionalną jakość. Ja jednak wyszedłem z restauracji przepełniony ambiwalentnymi odczuciami. Albo się pokocha, albo znienawidzi. Kwestia szczęścia. A chyba tak być nie powinno, co?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz