- Schneider Weisse Aventinus Eisbock (abv. 12%; blg. ??; ibu. ??)
Wojtek: Już od początku było wiadomo, że mamy do czynienia ze srogim trunkiem. Dość ulotny aromat czerwonych owoców, karmelizowanego cukru, rodzynek i nutki gładkiego alkoholu, wydawał się, co prawda, zwodniczo lekki, ale już pierwszy łyk postawił sprawę jasno – to prawdziwy diabeł, który nieprzygotowanych wciągnie nosem, i to tylko jedną dziurką. W smaku to charakterystyczny blend głębokiej, bogatej słodowości i siermiężnej dawki alkoholu, który jednakże nie jest ani rozpuszczalnikowy, ani gryzący, ale za to dobitnie daje o sobie znać w każdym łyku. Do tego estry i czerwone owoce. Wszystko zamknięte w bardzo pełnym, gęstym i nisko wysyconym piwie.
- Browar Golem Dybuk (abv 6,5%; blg 16°; ibu 50)
Wojtek: Porter na słodzie żytnim, z dodatkiem ziaren kakaowca i… solą. Ten ostatni dodatek zmienia tu całkiem sporo i zarazem sprawia, że Dybuk z przeciętnego żytniego portera z dodatkami, jakich całkiem sporo na rynku, zmienia się w piwo co najmniej nieprzeciętne. Ale jak to wszystko wypada w praktyce? Powiem krótko: nieźle, choć kontrowersyjnie. Dla niektórych słonawy posmak piwa, pojawiający się przy każdym łyku, z pewnością będzie czymś ciekawym, ale znajdzie się też wielu takich, którym niespecjalnie przypadnie to do gustu, z uwagi na dość mdły słony finisz. Sam znajduję się gdzieś pośrodku tego zestawienia.
- Bayerische Staatsbrauerei Weihenstephan Weihenstephaner Hefeweissbier (abv 5,4%; blg ?; ibu 14)
Mariusz: Niemiecka pszenica jest jednym z tych stylów do którego nigdy nie mogłem się przekonać. Ten egzemplarz to typowy klasyk - estrowa nuta z lekką chlebowością i słodkością banana, która wypełniała nozdrza. W smaku trochę chlebka i pszenicznej słodowości skontrowanej w/w owocem. Świeże i orzeźwiające, nic poza tym.
Wojtek: Kolejny niemiecki „klasyk” na naszym stole. Klasyczna zmętniona złota barwa pokryta grubą czapą białej piany. W aromacie estrowa słodycz przepełniona nutami bananów i karmelizowanego chleba, goździki obecne raczej na zasadzie autosugestii. W smaku pełne, estrowe, bananowo-pszeniczne, z krótkim finiszem i wysokim nagazowaniem. „W prostocie siła”, co potwierdza się w przypadku tego piwa.
- PINTA Vermont IPA (abv 5,5% blg 15,1° ibu 70)
Mariusz: Niektórym kolejne polskie IPA wychodzą już bokiem, a ja nadal staram się szukać godnych przedstawicieli tego stylu. Vermont, to pewnego rodzaju rebeliant, który to wyłamał się spod narzuceń jednego czy drugiego wybrzeża i stał się balastem pomiędzy tymi dwoma. Pintowa interpretacja zarzucała się mocno świeżymi owocami w typie gruszki, czy moreli, lecz zwieńczeniem była znacząca ziołowa odchmielowość, której to często brakuje w innych przedstawicielach gatunku. Od pierwszych łyków piwo okrągłe, mega owocowe na końcu pokazujące swój pazur w postaci słodowości i zadrapania chmielowego. Solidy napitek.
Wojtek: To mój drugi kontakt z tym piwem i muszę przyznać, że wersja butelkowa wywarła na mnie jeszcze lepsze wrażenie, niż piwo z kranu – być może za sprawą nieco wyższej temperatury podania. A jest to rzecz nie bez znaczenia, bo przy kilku stopniach więcej, bukiet aromatów zdawał się być jeszcze bogatszy. Do owocowej pełni o charakterze ananasa, brzoskwini, mango i słodkich cytrusów, dołączyła także wypełniająca słodowość. W rezultacie zapach jest fenomenalny. Jest tym lepiej, że ma to także odzwierciedlenie w smaku, co daje w sumie bardzo przyjemną i wysoce pijaną mieszankę. Najlepsze piwo od Pinty, które miałem okazję pić w ostatnim czasie. Z jednym małym wyjątkiem, ale o tym już innym razem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz