29 sty 2017

„Chcemy mieć różne oblicza.” – wywiad z ekipą browaru Cameleon.

Czy klub podróżników to dobre miejsce na stricte piwną premierę? 
Odpowiem wymijająco: i tak, i nie. Takowymi wydarzeniami napawają się głównie multitapy z uwagi na samo przeznaczenie, jak i powiązania z różnymi podmiotami warzącymi. Żyjemy jednak w czasach, kiedy nasz ulubiony trunek łamie pewne konwencje i chwyta za serce (lub podniebienie) coraz to większej liczby osób. 

Jak sami wiecie, kameleon to taki skubaniec, który potrafi się zaaklimatyzować w każdej sytuacji. Akurat temu, o którym mowa, niestraszny jest żaden lokal, a że zwierzę jest iście egzotyczne, to piątkowego wieczoru, w klubie podróżników Namaste w Katowicach swoją premierę miało trzecie piwo ze stosunkowo nowego browaru kontraktowego Cameleon

Nic nie byłoby w tym tak interesującego, jak to, że ci adepci sztuki piwnego rzemiosła są nie tylko młodzi duchem, ale i ciałem. Młodość rządzi się swoimi prawami, więc postanowiłem przeprowadzić krótki wywiad z Oskarem i Kacprem dotyczący działalności pod owym szyldem.

Jak wiadomo, w dzisiejszych czasach rynek piwa craftowego w Polsce nie rozpieszcza. Co skłoniło Was do tego, aby przysłowiowo wziąć sprawy w swoje ręce i rozpocząć inicjatywę kontraktową? Młodzieńczy zapał czy długo planowana decyzja?

Oskar: Przede wszystkim warzymy w domu od dłuższego czasu. Ja zajmuję się tym od pięciu lat, a Kacper trochę krócej.

Kacper: Będzie około trzech.

Oskar: Piwa dobrze nam wychodziły. Znajomi, którzy kosztowali entuzjastycznie do tego podchodzili. 

Kacper: Oskar również wysyłał na konkursy i zdobył jakieś nagrody.

Oskar: Kilka razy się zdarzyło. Doszliśmy do wniosku, że można by było to rozszerzyć na taką poważniejszą działalność. Pomysł padł już dawno temu, lecz udało się to w czyn obrócić około lutego. 

Kacper: Tak naprawdę zaczęło się to wszystko wcześniej, bo chcieliśmy znaleźć browar, w którym mogliśmy warzyć i pozałatwiać całą papierologię – musieliśmy pewne rzeczy spełnić, aby wystartować, bo tak naprawdę samego magazynu szukaliśmy z pół roku – było to w czerwcu dwa lata temu.

Weszliście do gry stylem - poniekąd dobrze znanym (żeby nie powiedzieć, wiele razy przewałkowanym). Mieliście jednak jakiś przebłysk wątpliwości czy, aby na pewno był to dobry ruch warząc kolejne White IPA?

Oskar: Białe IPA to był taki sztandarowy przykład z mojego browaru domowego. Faktycznie – styl przewałkowany przez wielu – ale gdy przyszliśmy z recepturą do ówczesnego browaru Reden (ReCraftu obecnie) to piwowarzy na początku się złapali za głowę, że chcemy – przede wszystkim – dodać tyle kolendry indyjskiej i jeszcze do tego prażonej. Najpierw mówili, że to się nie może udać, ale chcieliśmy to zrobić po naszemu. Jak wyszło to się sami zdziwili, że jeszcze takiego smaku nie było. Znany więc styl, ale w nowocześniejszej interpretacji. 

Kacper: No i się przyjął zresztą.

Pierwsze piwo uwarzyliście w browarze ReCraft w Świętochłowicach. Drugie już w Browarsie w Limanowej, no i tak zostało do dziś. Zagrzejecie tam miejsce na dłużej, czy nadal będziecie szukać tego „jedynego”?

KacperJedyny to będzie ten nasz tak naprawdę. (śmiech)

Oskar: Akurat z Browarsem dobrze się nam współpraca układa.

Kacper: Z terminami nie ma tam problemu, więc i to zdecydowało, aby tam pojechać.

Oskar: Do ReCraftu nie mówimy, że nie – prawdopodobnie do nich jeszcze wrócimy, tylko, że przeprowadzana była tam duża rozbudowa i przez to musieliśmy szukać czegoś innego, bo po prostu nie było dla nas miejsca na warzelni

Okiełznanie sprzętu - szczególnie dla nowicjuszy nie jest rzeczą prostą. Inicjacja z którym browarem dostarczyła Wam najmniej nerwów?

Oskar: Słyszy się mity o tym, że receptury zupełnie inaczej wychodzą na dużym sprzęcie. Myśmy tego jakoś intensywnie nie doświadczyli. Ważne było, że w obydwu browarach trafiliśmy na doświadczonych piwowarów i nie było problemu aby przejść na większy sprzęt. Kwestia trzydziestu minut i recepturę mieliśmy gotową, z uwzględnieniem tego, że piwo będzie się inaczej chmieliło, więc sami się uczymy na tym. Żadnych stresów z tym związanych nie doświadczyliśmy.

Piwo wieczoru, czyli Chabrowy miał mieć premierę bodajże w październiku. Czy moglibyście przybliżyć, co dokładnie stało za tak dużym opóźnieniem wyjścia mu na zewnątrz?

Kacper: Z racji braku wolnych mocy w Polsce postanowiliśmy pojechać do Czech. Niestety, źle trafiliśmy i nie wyszło takie piwo jakie chcieliśmy, stąd nie przyjęliśmy go i poszło w kanał prawdopodobnie. Nie zdecydowaliśmy się wypuścić go na rynek, bo nie spełnił naszych oczekiwań. 

Oskar: Również nie było do końca zrobione wg receptury, którą już wcześniej obmyśliliśmy.

Kacper: Nie z naszej winy oczywiście, tylko z winy browaru, w którym warzyliśmy.


Wiele nazw przewinęło się już przez moje uszy. Jedne bardziej kuriozalne, drugie dość blade, trzecie trochę lepsze. Skąd akurat pomysł na kameleona, jako znak rozpoznawczy waszej marki?

Oskar: Jesteśmy z zawodu muzykami i zajmujemy się nie tylko piwem, ale właśnie m.in. muzyką – która też jest poniekąd naszą pasją i zawodem. Nie chcemy się zamykać tylko na piwo, lecz chcemy mieć różne oblicza, w których możemy się pokazać. A druga rzecz, może dość prozaiczna, ale doszliśmy do wniosku, że piwa mogłyby nazywać się kolorami, no i do tego wizerunek kameleona bardzo dobrze pasuje.

Kacper: Z marketingowego punktu widzenia się to też dobrze przyjęło.

Cameleon kojarzy się przede wszystkim z egzotyką. W przyszłości będziecie naciskali tylko na style kojarzące się z piwną rewolucją, czy klasycy też znajdą coś dla siebie?

Kacper: Dolną fermentację też mamy w planach, więc i klasyki się pojawią.

Oskar: Właśnie to jest kolejna rzecz dlaczego nazwaliśmy się Cameleon. Nie chcemy, tak jak niektórzy okrzyknęli się – dajmy na to AleBrowarem i głupio by było uwarzyć lagera mając w nazwie "ale". My, jako Cameleon mamy różne oblicza, dobrze się czujemy w różnych stylach piwnych i mamy nadzieję jeszcze nie raz zaskoczyć naszych klientów. 

Wasze pierwsze piwo - jak na debiut - zostało bardzo dobrze przyjęte. Myślicie, że fenomen, (jeżeli możemy o jakimkolwiek mówić) to w dużej mierze ciężka praca, czy łut szczęścia?

Oskar: Ciężko powiedzieć. Piwo wyszło całkowicie tak jak sobie planowaliśmy, no i premiera była też bardzo udana, bo połączyliśmy to  jako, że jesteśmy muzykami i mamy wielu znajomych muzyków  z koncertem. 

Kacper: Konkursy również się odbyły, więc można rzec, że premiera z pompą.

Oskar: Udało nam się przyciągnąć dużo osób 
 raz, że piwem – a dwa, że koncertem. Przy okazji wszyscy spróbowali i bardzo im zasmakowało. Udało się też trafić do osób, które craftem nie są zainteresowane, więc mimo tego, że była to IPA  i nachmielona dość konkretnie  zasmakowała także ludziom, którzy pierwszy raz kosztowali piwa craftowego.
A czy to był łut szczęścia? Myślę, że poniekąd tak.

Kacper: Nie wykluczając, złożyła się na to również ciężka praca.

Oskar: Piwo było zaplanowane. Wyszło tak jak miało wyjść, więc w tej kwestii szczęście to pojęcie względne.

Wizjonerzy polskiego craftu przewidują rok 2017, jako czas weryfikacji rynkowej. Sądzicie, że nadal da się zawojować podniebienia konsumentów stylami, które już dawno przeżyły swój renesans?

Oskar: IPA jest dalej tym stylem, o którym we wszystkich sklepach mówią – gdziekolwiek jesteśmy dostępni  że on się najlepiej sprzedaje. Wiadomo, nie możemy zamykać się tylko na niego, bo mamy w planach może trochę ciekawsze, czasami bardziej "odjechane" piwa, ale klienci nadal oczekują trunków mocno nachmielonych z nową falą na pokładzie. My jesteśmy od tego, żeby to też im dać. Próbujemy robić nasze interpretacje najlepiej jak potrafimy, zawsze w jakiś ciekawy sposób, żeby to nie było po prostu kolejne, nudne India Pale Ale.

Pochodzicie z Zagłębia. Namacalnie wiem, że jest on piwną pustynią. Dystrybuujecie swoje piwa gdzieś w ten rejon, czy raczej zostajecie przy sklepach specjalistycznych na Śląsku?

Kacper: W połowie jesteśmy z Zagłębia. Ja jestem stamtąd, a Oskar jest z Chorzowa.

Oskar: Po prostu siedzibę firmy mamy w Dąbrowie Górniczej.

Kacper: Jeśli chodzi o sprzedaż, to Zielonego [pierwsze piwo, dop. red] prawie cała warka rozeszła się tu w okolicy.

Oskar: Tak od Gliwic do Krakowa maksymalnie.

Kacper: Zahaczył również o Warszawę, ale to nieznaczna ilość. A tak to wszystko szło tutaj na miejscu.

Oskar: Teraz systematycznie wchodzimy na coraz to szerszy rynek, więc próbujemy jakoś załatwić współpracę z hurtowniami z całej Polski. Karminowy pojawił się już na przykład w Warszawie w beczkach.

Kacper: Jak i również w Poznaniu, zresztą Chabrowy też tam będzie. A we Wrocławiu wszystkie piwa w zasadzie. 

Oskar: W Krakowie, w Rzeszowie... A teraz mamy nadzieję, że Chabrowego uda się do Bydgoszczy sprzedać, bo mamy tam jednego znajomego blogera i może się ta współpraca uda.

Macie teraz w planach jakieś festiwale? Pamiętam, że pokazaliście się na Wrocławskim Festiwalu Dobrego Piwa w zasadzie z jednym napitkiem. Czy nie oscylowało to wokół dużego ryzyka?

Kacper: W zasadzie chodziło o to, aby się właśnie pokazać, żebyśmy zostali w jakiś sposób zauważeni na rynku. 

Oskar: Nikt nas tam nie znał. Jak pojechaliśmy – to było może jakieś trzy tygodnie po premierze naszego piwa tu w Katowicach  sporo osób przyszło. Udało nam się nawet przyhaczyć Simona Martina [walijski piwny bloger - przyp. red], bardzo mu piwo zasmakowało i sytuacja zaowocowała tym, że udało nam się pojawić w Warszawie, jak i również we Wrocławiu, w multitapach. Jak są jakieś targi, czy festiwale, to właściciele przychodzą spróbować co nowego w trawie piszczy. Tak samo było z naszym piwem. Skosztowali, zasmakowało, to potem pojawiliśmy się tu i ówdzie dzięki temu. 

Kacper: A jeśli chodzi o jakieś aktualne plany to jeszcze ich nie mamy za bardzo. Bardziej ze względów formalnych, bo współpracowaliśmy z naszą hurtownią i na tej podstawie się tam wystawiliśmy. Nie mówimy nie, ale zobaczymy. 

Na koniec, czego byście sobie chcieli życzyć jako zgrana drużyna?

Kacper: Jak największej ilości piwa.

Oskar: I oczywiście jak największej liczby zadowolonych klientów. Przede wszystkim, robimy to co nam smakuje, bo to jest jasne, że nie będziemy warzyli stylów, w których nie czujemy się mocni, a dla siebie to możemy uwarzyć piwo w domu. Robimy to, aby ludziom w całej Polsce zasmakowało, a może kiedyś i nie tylko tutaj.

Kacper: Klient jest najważniejszy.

Ja Wam w takim razie życzę samych udanych warek, powodzenia i myślę, że zobaczymy się na jakimś festiwalu w przyszłości. Dziękuję za wywiad.

Oskar i Kacper: Mamy taką nadzieję. Dziękujemy bardzo.


Ekipa browaru i zadowolony klient. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz