15 gru 2016

Nowa fala z kogutem. Czy warto?

Piwna rewolucja popycha koncerny do przodu. Różnorodność stylowa zaczyna się objawiać w nowych wypustach, a stosunek jakości do ceny jest całkiem przyzwoity. Jedni czują w tym realne zagrożenie, a drudzy, w miarę możliwości chwalą krajowe piwowarstwo. Ja zdecydowanie należę do tych z numerem dwa.

Dziecko Sulimaru, czyli browar Cornelius ulokował sobie poprzeczkę nie lada wysoko, gdyż postanowił wtrącić na linię produkcyjną kilka trunków nawiązujących do piwowarstwa nowofalowego. A jako, że akurat trafiło mi się spróbować wszystkich sześciu, to postanowiłem zrobić wspólną recenzję tychże piw. 




Niestety, zdjęć dwóch pierwszych piw nie posiadam, gdyż spożywałem te trunki w mało sprzyjającej okazji do "wyjmowania sprzętu", jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało.

Pierwszym napitkiem jakiego próbowałem był American Lager. Nigdy jednak za amerykanizowaniem dolniaków nie przepadałem, więc podszedłem z dużym dystansem do tegoż wypustu. W aromacie przeważały owoce egzotyczne z lekką odchmielową, trawiastą bryzą. Trochę słodu dopełniało profil piwa i utrzymywało w przekonaniu, że mamy do czynienia z lagerem. Niestety w smaku było o wiele gorzej, gdyż mydlana ziołowość zdominowała wszystko. Garbnikowa gorycz, a co z tym idzie – zero punktu zaczepienia. Jestem na nie

Inaczej jednak było z American Wheat, ponieważ tutaj pięknie aromaty egzotyki wręcz chciały się "wylewać" z piwa. Dojrzałe owoce, cytrusy i bananowa fenolowość wspaniale wypełniała me nozdrza, a pierwsze łyki potwierdziły klasę tego piwa. Profil owocowy jest tutaj wzorem do naśladowania – pomarańcze i mandarynki z grejpfrutowym finiszem dodają charakteru piwu, a drożdżowa pełność gra niebagatelną rolę w jego stylowości. Poproszę więcej!

Kolejny trunek to przedsmak tego co będzie potem. American Pale Ale był piwem dość stonowanym – w woni zaznaczała się nienachalna cytrusowość z ziołowością chmielu, co skutkowało skojarzeniami bardziej z trawą cytrynową aniżeli samymi owocami. W smaku również spokojne – a co najważniejsze – orzeźwiająco, gdyż dopiero w finiszu piwo objawiało się owocową pełnością. Od pierwszych łyków mi smakowało, więc myślę, że jest to dobry wypust, mimo dość wysokiego – jak na styl – ciała. Po cholerę ten słód pszeniczny? 

No i w końcu doszliśmy do symbolu piwnej rewolucji, czyli India Pale Ale. Nie miałem jednak jakichś szczególnych wymagań co do tego piwa. Myślę, że już tak nam został ten styl wpojony, że polskie wypusty już nie podniecają tak jak kiedyś. W nosie klasyka – głównie owoce egzotyczne ze słodkością mango i dotykiem owoców cytrusowych, takich jak pomarańcze czy mandarynki. Nie obyło się również bez odrobiny siareczki w zapachu. W pierwszych łykach dominuje żywica z nutami chmielu i owocowością pomarańczy. Co mnie zaskoczyło – wyczuwalna była również baza słodowa. Finisz grejpfrutowy, lecz samo piwo dość siermiężnie osiadało na żołądku, co odejmowało pijalności. Tak jak przepuszczałem – średniak bez większych uniesień

Z Ameryki powędrowaliśmy do Zjednoczonego Królestwa – a dokładniej do Wielkiej Brytanii. Corneliusowy Bitter Ale niestety nie był najlepszym reprezentantem tamtego regionu. W aromacie dominowały banany z nutami bliżej nieokreślonych owoców i słodowo-chlebową bryzą. W miarę degustacji piwo oddalało się coraz bardziej od stylowej poprawności. Akcenty pszenicy i bananów nie bardzo tu pasowały. Nawet opiekana skórka od chleba nie dała żadnej nadziei. Słabizna

Ostatnim piwem serii, który wylądował na mym stole był Brown Ale. Chociaż miałem do czynienia z zaledwie kilkoma reprezentantami tegoż gatunku to muszę powiedzieć, że ten egzemplarz zapowiadał się dość dobrze. Kanonada rozpoczęła się delikatnymi aromatami karmelu, brązowego cukru, jak i fajnie pasującymi do reszty akcentami melanoidyn. Ładnie wszystko grało, lecz przy głębszych pociągnięciach nosem ukazywała się siarka w rodzaju spalonej zapałki. Mimo wszystko piło się bardzo dobrze, ponieważ piwo zostało wręcz zdominowane nutami orzechów laskowych (takowe bardzo lubię), a dodatkiem był karmel z opiekanym, tostowym finiszem. Niby nic specjalnego, a jak najbardziej na plus

Gdybym miał podsumować w kilku zdaniach całą serię, to – moim zdaniem – dobrze rozpocząć przygodę ze stylową różnorodnością od tychże wypustów. Nie są drogie (około 5zł za butelkę), a poziom jest wysoki, jak na standardy "zwykłego spijacza piwa". Beer geek nie będzie jednak szczególnie zachwycony tą serią, ale jako odskocznia od niektórych craftów, Cornelius może okazać się strzałem w dychę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz