10 gru 2016

Alcohol Fueled Brewtality #1

Jak do tej pory, wszystkie nasze recenzje i wrażenia z degustacji trafiały wyłącznie na fanpage na Facebooku. Format wrzucania posta z recenzją co kilka dni, biorąc pod uwagę ile piw zdarza nam się degustować w ciągu tygodnia, sprawia, że - chcąc nie chcąc - niektórym naszym recenzjom nigdy nie jest dane ujrzeć światło dzienne. A jest to niefajne, bo po prostu lubimy pisać i dzielić się naszymi spostrzeżeniami ze światem. Dlatego dziś przedstawiamy nowy cykl, który jest odpowiedzią na tę kwestię. "Alcohol Fueled Brewtality", bo taką będzie nosił nazwę, to - w naszym codziennym minislangu - określenie oznaczające wspólny wypad na degustację piwa. Podczas takiej sesji, na naszym stole gości przeważnie kilka różnych rzeczy mniej lub bardziej związanych z duchem Piwnej Rewolucji. Słowem: pełny freestyle

Jak do tej pory, wybieraliśmy z tego tylko co ciekawsze propozycje, które ostatecznie lądowały na naszym fanpage'u recenzowane przez jednego z nas. To, co wprowadzi nowy cykl, to luźny i stosunkowo krótki opis wszystkich piw, których przyszło nam skosztować podczas danej degustacji. To także spojrzenie na każde piwo z dwóch różnych perspektyw, mniej lub bardziej różniących się od siebie.
Tyle w kwestii wyjaśnienia, a tymczasem zapraszamy do pierwszego odcinka naszego nowego cyklu.



  • Stone Brewing Berlin Stone IPA (abv 6,9%; blg ??; ibu ??)
Mariusz: W mojej opinii to piwo okazało się bardzo średnim napitkiem pod względem walorów degustacyjnych. Mimo stylowego zapachu, w którym to cytrusowa bryza z egzotycznymi napomknięciami w charakterze mango i ananasu wypełniała piwo, to ziemistość ze słodowym apertifem niekoniecznie wpadała w całość. W smaku owocowość stała raczej po stronie wytrawnej, a cierpkie chmielowe nuty jednak odejmowały rześkości. Za ciężko, za agresywnie.

Wojtek: Jeszcze przed degustacją liczyłem, że IPA od Stone Brewing wyrzuci mnie z butów, co zdawała się sugerować maksymalna ocena na RateBeer. Niestety, po raz kolejny przejechałem się na tak wysoko ocenianym piwie. Coś w nim nie grało i to już od aromatu, który był zwyczajnie przeciętny, aż do smaku, zdominowanego przez słodową lekkość przykrytą ściągającą goryczą. Jak na mój gust, za mało tu akcentów owocowych i cytrusowych, które mogłyby rozbić tę lepko-cierpką strukturę.

  • Witnica Black Boss Porter (abv. 8,5%; blg 18,1°; ibu ??)
Mariusz: Jestem wielkim fanem porteru bałtyckiego, więc nie mogłem odmówić temu piwu, chociaż dobrze znam renomę browaru Witnica. No i niestety słowo ciałem się stało, gdyż pierwszy nos potwierdził me przepuszczenia. Zardzewiałe monety i mokry karton o takim stężeniu jakiego świat nie widział. O dziwo, potem za szkła było już tylko lepiej, gdyż dominowała śliwka i czekolada. Niestety w smaku dość pustawe z ziemistą podbudową i słodkością mlecznej czekolady. Wodniste, sesyjne, wadliwe i bezpłciowe.

Wojtek: Portery Bałtyckie pijam od święta, ale myślę, że wypiłem ich już tyle, że potrafię dość celnie rozpoznać te dobre, jak i te słabe. Black Boss bliżej ma, niestety, do tych drugich. Początkowo w aromacie wręcz rozbroiła nas nuta krwi i starych monet, która potem, dziwnym trafem, bezpowrotnie zniknęła. Smak dość monotonny, oparty główne na suszonej śliwce z nutą czekolady i kawy. Akcentów alkoholowych brak, żywszych doznań podczas degustacji również. Za te pieniądze lepiej po prostu sięgnąć po porter od Żywca.

  • Fortuna Miłosław (warzy śmiało) Sosnowe APA (abv 4,8%; blg 12°; ibu 37)
Mariusz: Swego czasu zauważyłem duży hajp na ten wypust, gdyż pędy sosny w piwie to nadal nieczęsty zabieg. Po"śmiałej" serii browaru Fortuna jednak spodziewałem się lepszego piwa. Akcenty żywiczne w aromacie przejęły główną rolę na rzecz owoców egzotycznych. Dominowały one wraz z iglakami, które udowadniały, że sosna tu nie są żadną ściemą. W smaku jednak było szorstko i nudno. Słodowa podbudowa i akcenty zielone ukazywały tylko tą stronę sesyjną tego piwa. Nie powiem, że złe, ale nic specjalnego.

Wojtek: Chociaż piwo Miłosław Niefiltrowane obecnie kojarzy mi się z definicją maślanej kukurydzy w piwie, to jeszcze jakieś dwa i pół roku temu, było dla mnie swego rodzaju pomostem pomiędzy koncerniakami i pierwszymi kraftami. Stąd mój sentyment do marki, który jednak na czas degustacji musiałem odstawić na bok. Nie spodziewałem się wiele, ale obyło się bez rozczarowań. Ulotny aromat piwo nadrabia smakiem, oparym głównie o iglaki i żywicę, w tle odrobina tropików i cytrusów, momentami na granicy wyczuwalności. Sosnowe APA może stawać w szranki z Żywcem APA, pokonując jego słabsze warki, ale samo w zasadzie nie ma startu do żadnego z kraftowych odpowiedników.

  • Pinta Table Brett (abv 3,5%; blg 9°; ibu 19)
Mariusz: Jak za kwachami nie przepadam to dzikość z brettami w roli głównej wręcz pożądam. Ten egzemplarz pokazał, że nadal Polacy trzymają się dobrze w tym temacie. W aromacie przeważały fenole ze słodkością ananasu i klimatami wiejskimi: stodoła, skóra, sianokosy i końska derka. Pijalność została zachowana na wzorowym poziomie, ale i dostarczenie przyjemności poprzez wrażenia płynące z degustacji były również na porządku dziennym. Litrami pić można. Niebo.

Wojtek: Lekkie, "codzienne" piwo z dodatkiem drożdży Brettanomyces i nachmielone na zimno amerykańskimi odmianami chmielu. Brzmi nieźle, a pachnie i smakuje jeszcze lepiej. W aromacie nuty funky, fenole, stajnia, trochę białych owoców. W smaku podobnie, dużo stajni, siana, trochę białych owoców, cytrusów, swego rodzaju bananowości. Jak na 9 stopni ekstraktu, piwo ma niespotykaną pełnię i fenomenalne odczucie w ustach! Bez dwóch zdań, najlepsze piwo spośród tych czterech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz