22 wrz 2016

"Piwa nawarzyłeś, to go teraz wypij!", czyli #beerblogday2016

Na wstępie powiem prosto z mostu: żadne zdjęcia i żaden tekst nie odda świetności tej inicjatywy, w której miałem zaszczyt uczestniczyć. Dobre piwo, wspaniała atmosfera, a przede wszystkim doświadczenie, które zyskałem poszerza moją dalszą ścieżkę. Nie sposób w jednym tekście wszystkiego opisać, bo tego dnia działo się naprawdę wiele, aczkolwiek postaram się to sklecić najlepiej jak potrafię.

Tu rodzi się pytanie: jak Beer Emperor znalazł się w tak zacnym towarzystwie? Już mówię. Przez całkowity przypadek. Kiedy zobaczyłem tę akcję postanowiłem spróbować — czemu by nie wziąć udziału? Przez coś takiego twój blog zyskuje nowych czytelników, a ty — jako osoba — (jak już we wstępie rzekłem) zdobywasz kosz doświadczeń, nie tylko tych piwnych, ale i też społecznych.
W Krakowie, czyli docelowym miejscu spotkania byłem już przed siódmą rano. Zupełnym przypadkiem spotkałem Piotra a.k.a. Beer'o'feel i udaliśmy się na małą pogawędkę z kawą w dłoni. Tematy okołopiwne mile widziane.
Po ósmej, już zwartą, blogerską ekipą uderzyliśmy do autobusu, który to został specjalnie wynajęty (!) dla naszej braci. Abstrahując już od tego jak zostaliśmy przyjęci, ale zadać sobie taki trud to rzecz godna podziwu i ukłonów. W wesołych, lecz jeszcze trzeźwych nastrojach ruszyliśmy do Szczyrzycki Browar Cystersów "Gryf" na główne danie — czyli warzenie piwa #theblogger. I tutaj męska duma zaczęła rozpierać (ale nie mam tu na myśli tej w spodniach.)


To co, szefie? Fajrant?

Po przyjeździe do malowniczej okolicy nastąpił mały rekonesans — zwarci i gotowi, pod wodzą piwowara poszliśmy śrutować słód. Po tym jakże "karkołomnym" zajęciu trzeba było czymś nawilżyć usta. Rozłożony namiot z napisem Brokreacja lśnił swoim blaskiem niczym fatamorgana na pustyni. Z tym, że ludzie spragnieni byli piwa, nie wody. Cztery krany czekały na nas. Zacząłem od The Teacher - bohemskiego pilsnera, który okazał się dobrym starterem mimo wad młodego piwa.
Nastąpił moment na bardziej edukacyjną część tej wycieczki. Zwiedzanie browaru połączone z małą degustacją prosto z tanka — takie rzeczy się nie zdarzają często. W skrócie: Imperialny Nafciarz Dukielski urwał wszystko co możliwe i nie okazał litości mojemu podniebieniu. Przeciwieństwem był Wheat Wine, który to przyjemnie smyrał gardło przed totalną destrukcją sensoryczną. A i przyszedł czas spróbować jeszcze dojrzewającego CHERRY SMOKED PEPPER RYE WOOD AGED STRONG ALE, czyli #theblogger— nie będę spojlerował co i jak z nim. Sami się przekonacie już niebawem.

W ogóle byłem pod wrażeniem zabudowy tegoż browaru. Nowoczesny sprzęt, nowoczesne technologie dobrze się godzą z rzemieślniczą formą każdego przedsięwzięcia uprawianego w tym miejscu. Dla niedowiarków — craft to w dużej mierze społeczność, nie kategoria. 

Leciutko zmęczeni po kilkugodzinnym "browaroszwendaniu" poszliśmy do oddalonej nieopodal restauracji o wdzięcznej nazwie "Marysia" (dla niektórych Mariola, wiadomo, kobieta zmienną jest). Rosołek i schabowy na zebranie sił, a potem zwiedzanie browaru restauracyjnego. Wyszło na to, że Marysia jak i zmienna to brzemienna, gdyż właśnie tu leżakują wszelakie Brokreacjowe perełki - znany już nam RIS, ale i kilka niespodzianek.

Trochę odpoczynku od piwa przerodziło się w wycieczkę po muzeum przyklasztornym. Archeologiczne znaleziska zapierały dech w piersiach. Od monet sprzed kilku stuleci, poprzez dewocjonalia, aż po rzeczy typowo geologiczne - skały osadowe, amonity, czy minerały. Wszyscy słuchaliśmy zakonnika z zaciekawieniem, a czas szybko mijał. 

Pogoda rozhulała się na dobre. Grube krople deszczu uderzały w szczyrzycką ziemię z dużą intensywnością. Nic straconego. Nasz "bar" przenieśliśmy do sali, w której to czekała na nas smakowita kolacja. Do wyboru do koloru. Żurek, jajka, kiełbasa z cebulką i kilka sałatek. Żyć nie umierać, panie kochany. Rozmowy i oczywiście uprawianie foodpairingu również zostało zaliczone. RIS do mięcha? Czemu nie.
Nasza wizyta brnęła ku końcowi. Na pożegnanie otrzymaliśmy tzw. #darylosu od browaru i pojechaliśmy wesołym (oj, jakże wesołym) autokarem do Krakowa. Moja impreza skończyła się w Weźże Krafta. Byłem zmęczony intensywnością tego dnia, a że przez kilka ostatnich, wstawałem wcześnie rano – samo w sobie to potęgowało. 

Dream Team
źródło: jerrybrewery.pl

Mimo wszystko bawiłem się wspaniale. Poznałem wielu świetnych ludzi – dobra, chyba trzeci raz o tym mówię – zyskałem doświadczenie, a przez to stałem się lepszym człowiekiem. Swoje grono dowartościowuje, pamiętajcie o tym.
Dziękuję każdemu z osobna za wspaniale spędzony czas i oczywiście Tobie Jurek za profesjonalizm. Mam nadzieję, że na Poznańskie Targi Piwne widzimy się w większym gronie. Nie zawiedźcie ;) Do zobaczenia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz