18 cze 2017

Premier premierowi nie równy. Founders Brewing Co. w Katowicach.

W ostatni czwartek, w katowickim Browariacie miała miejsce inicjować jedna z najbardziej wyczekiwanych premier w Polsce. Legenda amerykańskiego craftu z Michigan - browar Founders nawiedził Katowice i pozostawił po sobie kilka beczek oraz kilkaset butelek płynnej dobroci. Razem z tym wydarzeniem otworzył się nowy rozdział w historii polskiego rzemiosła. Szersza dystrybucja ocierająca się również o nasz kraj nie tylko podwyższa renomę na arenie międzynarodowej, ale i pozwala stawać się bardziej świadomymi konsumentami, (...i zmniejszyć zjawisko zawyżania ocen na RateBeer, hehe).

Tak całkowicie na poważnie, to trudno było nie skorzystać z tych dobrodziejstw. Mając akurat wolne i parę przysłowiowych groszy w kiermanie, ruszyłem cztery litery i po dziewiętnastej już siedziałem w pubie racząc się jednym z trunków Founders'a. Ale po kolei.

Wydarzenie na fanpage multitapu było kilkudniowym - stąd dzień inicjacji nie ściągnął jakichś tłumów do Browariatu i drzwi od lodówki z butelkami KBS-a nie otwierały się zbyt często. Najważniejsze to nie zwariować, chociaż czasem urwanie głowy może być dobrym motorem napędowym. Wieczór raczej pokazał, że fani piwnego craftu są mocno obeznani w temacie i już raczej nic ich nie zaskoczy. 
Dwa, to, że lokalizacja jest specyficznym miejscem, gdyż większość osób - z tego co zauważyłem - to stali bywalcy, więc premiera nie była jakoś wzniosła, lecz bardziej prowincjonalna. Sam się dziwiłem, że tak pompowane przez konsumentów wydarzenie i - chcąc nie chcąc - jedna z ważniejszych premier tego roku zainicjowała w ten sposób. 

Oczywiście takie przedsięwzięcia nie mogą się obejść bez blogerów, tak więc za mojej obecności przewinęły się takie persony jak Kacper i Karolina z Piwna Zwrotnica, Michał Chmielobrody, wcześniej gdzieś jeszcze Wojtek (zpiwem.pl), no i już następnego dnia Kuba z The Beervault.
Nikt nie wchodził nikomu w kadr, a raczej w/w persony wstawiały tylko krótkie update'y na fanpage dotyczące wydarzenia, nie latając z aparatem wte i we wte tak jak to niektórzy zakładają. 

Słowo o piwach. 

  • Wieczór rozpocząłem od foundersowego Lizard Of Koz, czyli RISa z borówkami amerykańskimi, leżakowanego w beczce po bourbonie. Sam mam duży dystans do tego typu wypustów, ale w moim podniebieniu piwo zrobiło robotę. Aromat uderzył potężną pięścią melasy z akcentami wanilii i bourbonu. Całość została zwieńczona czekoladą z orzechami i kakao. Po pierwszym łyku się zdziwiłem, że piwo jest kwaśne. Oczywiście nie wiedząc o tym, że dodatek to borówki amerykańskie (nie mylić z jagodami, ani porzeczkami), szybko googlując nazwę oddaliłem się od zarzutów, iż piwo byłoby zepsute. Na języku całkiem sprytnie współgrały one z wanilią i koszem czekoladowych bombonierek. Nuty beczki były nadal "aktywne", aczkolwiek tutaj bardziej samo drewno. 10,5% alkoholu było ładnie ukryte na podniebieniu, chociaż momentami czuć było jak rozgrzewa trzewia. Finisz należał do beczki i akcentów palonych słodów. Fajnie zbalansowane piwo, szczególnie na plus te borówki.
  • Kilka trunków i rozmów później przebiły się m.in. takie rzeczy jak Saphir Bock z Schronramera, trochę puszek Fourpure'a, czy witbier 07/07 z Brew By Numbers. Na osobną notkę zasługuję jednak The Kernel - IPA chmielona Amarillo i Nelson Sauvin. Abstrahując już od chmielu, podbudowa słodowa to mistrzostwo świata, bierzcie gdziekolwiek będzie. 
  • Zanim przyszedł u mnie czas na gwiazdę wieczoru, ekipa Browariatu poczęstowała kilkoma perełkami. Everybody's Brewing i ich Everybody's Sprinkles - browar na pewno nie do dostania w Polsce. Samo piwo (przeleżakowane rok w czeluściach szafy, czy tam gdzieś) zarzuciło się aromatem czerwonych porzeczek i słodkimi, aczkolwiek przyjemnymi nutami utlenienia. Niestandardowy dodatek to hibiskus, chociaż w smaku dominowała raczej w/w porzeczka, jak i nuty kwiatowe. Przyjemne piwo.
  • Kolejnym piwem był dzikus w kooperacji Beavertwon / Dogfish Head - Ajna. Leżakowane w dębowej beczce. Aromat zdecydowanie dziki. Trochę siana, konia, stajni, lecz wraz z czerwonymi owocami i jałowcem, który był tutaj dodatkiem. Smak był raczej stonowany, aczkolwiek beczka zakryta przez owoce i po raz kolejny dzikość brettów. Trochę ściągające na języku, aczkolwiek fajne, chociaż więcej tych akcentów dębu by się przydało. 
  • Na deser zostawiłem sobie legendarnego KBS-a. Aromat od razu buchnął po przelaniu do szkła. Masa czekoladowa, likier czekoladowy - w zasadzie to czekolada wszędzie, abstrahując od palonych słodów i kakao, które to wzbraniały w/w akcenty od ulepkowatości. Na języku bogate ze szlachetnymi nutami bourbonu, jak i wanilii (tej z lasek, niźli z beczki) oraz akcentami podpalanych słodów. Samo piwo szło mocno w stronę beczki bourbonowej, gdyż "alkoholowa pełność", którą znamy z whisky/whiskey, czy właśnie bourbonu była czynnikiem dominującym, z dużą jednak tolerancją dla pozostałych nut. Czekolady, czy wanilii. Jakie są minusy tego piwa? Może dla niektórych być mocno alkoholowe, aczkolwiek takiego bogactwa smaków i aromatów (szczególnie jako również fan tychże destylatów) dawno nie spotkałem. Czy piwo wybitne? Tego nie wiem, lecz brać póki jest.

Czy renesans i premierową biegunkę już dawno przeżyliśmy? Poniekąd sześcioletnie doświadczenie w piwnej rewolucji zaznajomiło nas z tym libido i w pewnych kręgach - coraz chłodniej podchodzimy do takich wydarzeń, aczkolwiek na samą otoczkę czwartkowej premiery miałem trochę niedosyt. Mimo, że "nie zabijaliśmy się" o butelki (ogólnie było ich 720 na całą Polskę, o ile dobrze zrozumiałem) to zabrakło mi bezkompromisowości takich wydarzeń, gdzie wszystko tętni tym craftowym życiem, gdzie przy stolikach tłumy i impreza ze wszystkimi w około. Wielu jeszcze wyszło przed północą i zostaliśmy raczej w swoim, "rodzinnym" gronie.

Embers fire...
Gdzie się podziały tamte prywatki?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz