23 gru 2016

Slave New World

Grudzień jest takim specyficznym miesiącem, w którym to na chwilę zatrzymuje się czas, by móc ponownie wystartować na nowo. Nigdy jednak nie bawię się w żadne postanowienia noworoczne, czy inne bzdety, ale własnie z końcem starego roku staram się skumulować myśli i wyciągać jakieś sensowne (?) wnioski z tychże ostatnich 365 dni. Często odnoszę wrażenie, że coś zrobiłem nie tak jak trzeba, albo po prostu wylewam na siebie gorycz jakieś porażki. "Bo mogłem to zrobić lepiej, blabla"; "czemu mi się akurat tutaj nie udało...?".  Zadaję pytania, na które często sam nie znam odpowiedzi, albo celowo nie potrafię jej udzielić.

Taki chociażby krótki przykład, z którym każdy z nas mniej lub bardziej miał do czynienia w swoim życiu (albowiem nie chodzi o symbol, a o zasadę) pokazuje to jak krucha jest natura człowieka i jak jesteśmy zniewoleni przez własne ja. Często nie potrafimy spojrzeć za siebie i chociaż na chwilę podziwiać kroki jakie poczyniliśmy, tylko patrzymy daleko w przód nie widząc tego, co mamy na wyciągnięcie ręki...


Ball & Chain w kooperacji Brouwerji De Molen i Sound Brewery z Paulsbo w stanie Waszyngton jest piwem złożonym jak ludzka natura. Z początku możemy jej dobrze nie poznać, lecz w miarę dalszego odkrywania może nieźle nas zaskoczyć. Aromat wita nas soczystą wędzonką w typie świeżej szynki z ogniska wraz z akcentami suszonej śliwki. Apertifem jest tutaj ciemny chleb, którego subtelność możemy wyczuć w "ostatnim" nosie. Głęboki mahoń odbija wszelakie światło ze szkła, a przy dokładniejszym spostrzeżeniu zauważamy błotnistość tej cieczy. Przy pierwszych łykach sama tekstura piwa prosi się o osobną wzmiankę. Trunek nawet nie jest oleisty, jest wręcz szorstki, gdyż w smaku pierwsze skrzypce grają nuty popiołu, tytoniu czy zmielonych i wysuszonych już ziaren kawy. Po paru łykach jest to wszystko jednak kontrowane nutami melanoidyn jak i wspominanej na początku szynki z ogniska. Pije się to bardzo dobrze, chociaż brakuje słodowego wypełnienia jakim koźlak (tym bardziej podwójny) powinien się szczycić. 

Zrobiłem krok w przód! W końcu coś mnie zadowoliło! 
...ale nie do końca...

I tutaj cały czar pryska. Nawet przez taką głupią pierdołę człowiek potrafił znaleźć wadę i patrząc przez jej pryzmat spieprzyć sobie ogólne wrażenie. Możemy tłumaczyć sobie, że nic nie jest idealne i czasem za dużo wymagamy. Lecz jest zawsze ta druga, zasłonięta strona medalu. Dopóki jej nie odkryjemy to będziemy cały czas żyli w przekonaniu, że jakakolwiek granica możliwości istnieje. Granica, którą sam człowiek sobie tworzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz