5 gru 2016

Niemiecki styl, amerykańskie dodatki i... polskie wykonanie.

Na łamach piwnej rewolucji powstał schemat dodawania amerykańskiego chmielu do prawie wszystkiego. Oczywiście są plusy i minusy tej – kolokwialnie mówiąc – szopki, ale na dłuższą metę, dzięki temu zjawisku wróciły do łask style, które z początku były pomijane przez browary rzemieślnicze.

Raduga, Inne Beczki i Faktoria. Chyba każdy piwny geek w Polsce poznał już dawno ich piwa. Ostatnio ukazały się trzy wypusty tej kooperacji, które jakoś nie odbiły się szerokim echem w piwnym półświatku. Zaprezentowaliśmy je niedawno na fanpejdżu, ale przypomnijmy sobie w skrócie jeszcze raz...


Bock, czyli po prostu Koźlak – a w tym przypadku ze słodem wędzonym torfem – subtelnie kusił aromatem delikatnej wędzonki, dymu i drewna z lekką nutą „spalonych kabli”. Ta ostatnia, całkiem nieźle wpasowała się w całość zdradzając charakter piwa i nadmieniając fakt, że w Polsce się dymi. W smaku jest dosyć słodko, ale nie ulepkowato. Wędzonka – zarówno słodowa, jak i „kabelkowa”. Do tego wypełnienie w postaci przyjemnej karmelowości. Cielistość na poziomie średnim, podobnie jak nagazowanie. Na osobną wzmiankę zasługuje wyjątkowo gładka tekstura piwa, przez co jest ono bardzo pijalne.

Co dalej? Kolejnym piwem tej przygody był Weizen na którego pokładzie znalazł się chmiel Amarillo. W aromacie dominowała charakterystyczna nuta pszeniczna ze świeżością owoców tropikalnych, a w tle zaznaczały się lekkie goździki i banan. Całość została zaburzona lekką nutką siarki. W smaku ponownie zderzają się ze sobą pszenica i słodkie owoce tropikalne. Mimo dość podobnej intensywności obu smaków, to właśnie pszeniczność jest tu numerem jeden. Owoce egzotyczne występują na drugim planie, stanowiąc tylko tło dla całej kompozycji. Piwo jest przyjemne w odbiorze i pijalne, mimo że brak tu gładkości charakterystycznej dla piw pszenicznych. Nagazowanie – jak na weizena – również dość niskie. Efekt? Co prawda piwo niczego nie urywa, ale i nie rozczarowuje.


Trochę inaczej było z Hellesem, czyli nieśmiertelnym lagerem bawarskim. Panowie się trochę pobawili i dorzucili dwa amerykańskie chmiele: Cascade i Columbus. Nie wyszło to niestety powalająco, gdyż – w aromacie z butelki – prócz zaznaczonego dwuacetylu w charakterze mleka i masła doszukać się czegokolwiek graniczyło z cudem. Jednak przyszło z pomocą szkło Spieglau, dzięki któremu mokre zboże i trochę siana ukazało się w tej woni.
Tak słabo z zapachem, jak i ze smakiem. Minimalna słodowość z charakterystyczną nutą słomy zbożowej i kukurydzy przykrywa subtelność Amerykanów, a tępa, zalegająca i trawiasta gorycz uprzykrza pijalności. Wysycenie z początku gryzie, lecz w miarę degustacji wszystko gdzieś to ucieka jak i... przyjemność z picia tegoż piwa.




Trzy odmienne style, trzy różne browary i alternatywne podejście do klasyki. Wspólnym mianownikiem tych piw (prócz oczywiście weizena, ale to inna bajka) jest dolna fermentacja, która przez lata trwania piwnej rewolucji była wygwizdywana przez zdecydowaną większość beer geeków.
Pierwszym z piw, których próbowaliśmy, był
Bock. Jak pokazał czas, w ogólnym rozrachunku było to chyba najmocniejsze piwo z serii. Aż dziwne, że Wojtek postawił się na niego, ale jako amatorowi wszelakiej wędzonki (oczywiście w granicach normy) nie mogłem odmówić. Koźlaki pija od wielkiego dzwonu, a dwa, że jego cichym faworytem był przecież Weizen z chmielem Amarillo. Ten, który właśnie trafił na nasz stół jako drugi. Niestety, sam dodatek amerykańskiego chmielu, do którego ma słabość, nie zrobił z niego faktycznego faworyta. Piwo okazało się niezłe i… to w zasadzie tyle. Ja mogę to potwierdzić, chociaż jednak jestem dość wyczulony na siarkę, więc tutaj ona mi zdecydowanie przeszkadzała. Co poza tym? Orzeźwiające. Żadnych żywszych wspomnień, ani doznań podczas degustacji. Ogólnie za mało wyraziste, zarówno jak pod względem amerykańskiego chmielu, jak i akcentów pszenicznych. Helles, czyli lager bawarski z amerykańskim chmielem O ile weizenowi można było zarzucić małą wyrazistość, to tutaj w zasadzie ciężko mówić o jakichkolwiek walorach smakowych. Poza lekko słodkawą nutą słodową i wyraźnym dwuacetylem, był to w zasadzie pustostan. Do tego kompletny brak nagazowania, który odbierał przyjemność z picia, a to przecież lager! Styl, który z założenia powinien być orzeźwiający!

Słowem, jedno piwo naprawdę fajne, jedno na poziomie, oraz jedno zupełnie, nieudane.
A sama kooperacja? Świetna inicjatywa i doświadczenie dla piwowarów, oby więcej takich eksperymentów! W końcu to właśnie praktyka czyni mistrza, bo jednak Polscy rzemieślnicy nadal słabo radzą sobie z dolniakami. Nad tym warsztatem piwna rewolucja powinna popracować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz