26 lis 2016

Jam session po słowacku.

Gdy człowiek obraca się w jakimś hobby i widział już wiele wydziwnień z tej dziedziny to często sądzi, że już nic nie jest go w stanie zaskoczyć. Przynajmniej przez jakiś moment tak miałem. W miarę odkrywania tego co mogę teraz nazwać dość znaczącą (w tym momencie) domeną mojego życia, z roku na rok miewam coraz to większy dystans. Nadal jednak są takie rzeczy, które się nie śniły przysłowiowym fizjo... tfu filozofom.

Staram się również podglądać przebieg piwnej rewolucji za granicą. Jednym idzie lepiej, drugim gorzej, trzeci w ogóle stoją w miejscu, a czwarci próbują, ale im nie wychodzi. Jednak pewnym interesującym tematem, który swoją kolebkę ma na Słowacji jest projekt Beermalade. Nic nie byłoby w nim tak interesującego, gdyby nie to, że dwóch małżonków dowiodło, że piwo można... zjeść. 


Zaczęło się to wszystko w 2015 roku, kiedy niejaka Monika
 Nógellová po namowie swego męża Imricha (piwowara domowego, sędziego BJCP i administratora RateBeer dla Czech i Słowacji) postanowiła uwarzyć piwo z dodatkiem dżemu. Jako, że oboje są rzemieślnikami to zdecydowali połączyć swoje pasje i iść o krok dalej. Tworzyć dżem z piwa.
Pierwsza próba zakończyła się niestety fiaskiem, ponieważ jak mniemam, zwykły makro lager się do tego nie nadaje. Znaczącym punktem w tej przygodzie był browar Stupavar i ich American IPA, gdyż do dzisiaj dżem na bazie tego właśnie piwa jest największym hitem. W projekt została zaangażowana trójka słowackich browarów rzemieślniczych: w/w Stupavar, jak i również Jama oraz Unorthodox. Dużym fenomenem tego przedsięwzięcia jest to, iż rzeczony dżem może być łączony ze wszystkim i być stosunkowo do wszystkiego. Jedynym ograniczeniem jest tylko wyobraźnia.
Kilka dni temu w Bratysławie został otwarty pierwszy taki sklep specjalistyczny, w którym to produkty Beermalade są sprzedawane na szeroką skalę.
Oczywiście podejście do piwnego dżemu nie jest niczym nowym, ponieważ dobre kilkanaście lat temu robili już to Czesi, lecz były to głównie jednorazowe wypusty. Słowacja jednak pobiegła trochę szybciej i zwiększyła skalę przedsięwięcia.
Do listopada 2016 roku zostały stworzone 44 gatunki na bazie piwnych stylów. Były to m.in. Stout, Porter, IPA, itd.
Odzew na te produkty jest fenomenem na skalę krajową, gdyż otwierając swój własny biznes oparty głównie na jednej rzeczy musi to być wszystko niemniej opłacalne. Jak donosi portal oPivie.sk kobieta powoli nawiązuje współpracę z usługami gastronomicznymi, a mówiąc prosto i dosadnie: swoisty foodpairing z piwnym dżemem.

Można rzec, iż piwna rewolucja za granicą to nie tylko niestandardowe dodatki do naszego ulubionego napoju, ale i również bardzo ważne kroki w przyszłość, gdyż właśnie dzięki takim projektom nie tylko można edukować ludzi pod względem picia piwa, lecz dostarczać im przyjemność w formie jedzenia. U nas w Polsce podchody do gastronomii związanej z piwem uprawiał już Michał Kopik, lecz temat nadal raczkuje i produktów rzemieślniczych związanych mniej lub bardziej z tym trunkiem - niestety - wg mnie brakuje.


Słowacja pokazała, że zamiast robienia ewangelii z piwnej rewolucji można być twórcą czegoś co zapisze się w jakiś sposób na kartach historii (i nie tylko tej piwnej), a produkty będą inspiracją do łączenia tak bliskich, a dalekich dziedzin jakim jest piwo i gastronomia.
Może my - Polacy - powinniśmy bardziej otworzyć się na inne dziedziny sztuki, a nie być wyłącznie zamkniętym w piwnym półświatku? So... get your life and open your mind!

Źródła:

  • fb.com/Beermalade
  • beermalade.com
  • http://opive.sk/autorka-beermalade-chcem-ukazat-ze-pivo-sa-da-aj-jest/
  • http://opive.sk/vznika-prvy-dzemovar-podnik-ktory-premeni-pivo-dzem/
  • http://www.kamnapivo.sk/webtron/tip-na-vianoce-beermalada.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz