9 lis 2016

Poznań craftem stoi, czyli targi piwne i Beer Blog Day cz. II

Poznań na krótką chwilę stał się stolicą polskiego craftu nie tylko z uwagi na samo wydarzenie jakim był festiwal, lecz i również Beer Blog Day 2016. Trzy dni obfitowały w liczne premiery, warsztaty i wykłady. 

Inicjacja z jednym z największych piwnych festiwali w kraju była dla mnie nie lada wyzwaniem. I nie mówię tylko o współczuciu dla wątroby i portfela, lecz nadmieniam fakt, iż do twojej dyspozycji jest tylko circa about dwanaście godzin, bo w poniedziałek musisz być już zdrów jak ryba (pieprzony kapitalizm, hello). No, ale trzeba czynić swoją powinność...

Let's get started! Moja skromna osoba wylądowała na wielkopolskiej ziemi już w sobotę z samego rana. Chwila szwendania się po centrum Poznania, napełnienie żołądka i pełny gotowości poszybowałem na Głogowską 14, czyli docelowe miejsce Poznańskich Targów Piwnych. 


Sama lokalizacja festiwalu to strzał w dziesiątkę – budynek MTP jest po drugiej stronie dworca, więc problemu z dojściem nie ma żadnego. Jednak żeby się znaleźć na terenie hali potrzeba było nie lada cierpliwości. Akurat nie mówię tu o sobie, bo blogerzy mieli w tej kwestii trochę łatwiej, lecz kolejki od samego rana były nieziemskie. Dobrze jednak rozwiązano kwestię szatni, która była obsługiwana szybko i sprawnie.

Budynek przed nalotem


Pierwsze minuty mojej wizyty przeznaczyłem na mały rekonesans, czyli co, gdzie i jak. Niektóre stanowiska się dopiero otwierały, lecz już dostrzegłem pewien mankament – nie wszystkie były wystarczająco wyeksponowane, a co z tym idzie – mniejsza szansa na to (szczególnie w godzinach szczytu), aby je wyłapać. 

Kilka minut po dwunastej – sprawca całego zamieszania, czyli Jurek a.k.a. Jerry Brewery rozpoczął pierwszą prelekcję na temat marketingu bloga. Szczerze powiedziawszy, temat ugryziony bardzo profesjonalnie, a z punktu widzenia osoby, która zajmuje się blogiem stricte hobbistycznie, niektóre terminy brzmiały jak jakieś artefakty Gandalfa, czy innego Sarumana. Niemniej jednak warto wdrążyć je na swoje podwórko. 

Liga rządzi, liga radzi...
Krótkie przerwy pomiędzy wykładami pozwalały na uzupełnienie elektrolitów i zamienienie kilku słów. Sala powoli się zapełniała, gdy Kacper z Piwna Zwrotnica zaczął dawać wskazówki dotyczące wyglądu bloga. Personalnie jednak, najbardziej interesującym wykładem był ten o fotografii, gdzie to piwowar browaru Kingpin i głównodowodzący PiwnyGaraż.plMichał Kopik – wycisnął tematu do limitu.

Na ostatniej blogerskiej prelekcji kolega Kamil z AleChanted.pl raczył nas wiedzą na temat warzenia piwa jopejskiego. Ja miałem to szczęście, że udało mi się go zdegustować na pierwszej części Blog Day w Szczyrzycu, więc zasmakowałem owoc trudu jaki w to włożył.

W doborowym towarzystwie czas mija nieubłaganie. Kilka zdjęć i parę piw później – ni spojrzeć, a na zegarze dochodziła siedemnasta. Zamknięty wykład tylko dla blogerów odkrywał tajniki degustacji ze szkła Spieglau. Gwardia była już nieźle rozhulana, więc czy uważali na to co przedstawiciel mówił – patrząc na niektórych 
 wątpię. Szkoda tylko, że piwa browaru Setka, które były podane jako tło degustacji nie oscylowały wokół najlepszych warek. Mimo wszystko różnica pomiędzy zwykłą szklanką do lagera, a firmowym IPA Glass, itd. jest ogromna.




Około godziny osiemnastej Beer Blog Day 2016 dobiegł niestety końca. Nic straconego, bo to dopiero kropla przepowiadająca burzę. Z kilkoma blogerami wybraliśmy się na nie lada degustację, która najlepszego sensoryka przyprawia o palpitacje serca. W skrócie 
 Boże coś Polskę, czyli EDI. Przyznam się, że była to moja inicjacja z tym browarem, a jak wiadomo – pierwszy raz boli najbardziej, więc można teoretycznie wybaczyć




Po jakże ekscytującej zabawie postanowiliśmy odświeżyć kubki smakowe czymś bardziej zdatnym do picia. I tutaj aplauz idzie do Browaru Okrętowego, gdyż ich czekoladowy porter angielski z dodatkiem soli morskiej okazał się jednym z najlepszych piw na festiwalu.
Niestety na The Blogger, które miało premierę w piątek się trochę zawiodłem, gdyż brak jakiegoś punktu zaczepienia tworzył piwo dość trudnym sensorycznie, że tak powiem. Potrzeba chyba czasu, żeby go polubić.


Po dwudziestej, pod sceną główną PTP, zaczęło się zapełniać – czerwony dywan zwiastował ogłoszenie wyników Konkursu Piw Rzemieślniczych. Kopyr, czyli główny prelegent, w akompaniamencie zespołu uroczyście wywoływał kolejnych kandydatów.
Mimo wszystko, ja do takich konkursów podchodzę z dużym dystansem, gdyż nawet i jury, które jest oczywiście pod względem sensorycznym  profesjonalnie wyszkolone nie jest nieomylne. Brakowało mi kilku piw, które powinny być nagrodzone.
Oczywiście trzeba mieć też na uwadze, że byli tacy, którzy się w ogóle nie zgłosili. I tutaj nawet chodzi o stoiska festiwalowe, bo brak niektórych browarów, czy słaba oferta co poniektórych na pewno odbiła się w jakiś sposób na ich morale.


Jak to mówią noc jeszcze młoda, więc po ogłoszeniu wyników poszliśmy dalej balować, że tak to ujmę. Gastro, kilka mniej, lub więcej interesujących piw i tak do after party, która odbiła duże piętno na co poniektórych. Ale to już zostawmy, bo co na afterze, zostaje na afterze.

Cóż, intensywny dzień, wiele dobrych piw, wiele wspaniałych twarzy, spotkanie blogerów, świetny festiwal... Czego chcieć więcej? Ja mogę tylko rzec: Dzięki!

1 komentarz: