31 sie 2016

Z dala od zgiełku - Miko Craft Beer Bar

Parę dni temu odwiedziłem nowo otwarty lokal, którego jednym ze współwłaścicieli jest Kuba Niemiec z bloga The Beervault. Start biznesu, więc i dobra okazja do zrobienia małego rekonesansu. 

Dojazd do Mikołowa z centrum Sosnowca pokonałem w trochę ponad godzinę - co myślę, że jak na śląską komunikację miejską jest to wynik godny fanfar i przysłowiowego medalu z ziemniaka. 
Miko Craft Beer Bar, bo tak nazwane zostało to przedsięwzięcie znajduje się kilkaset metrów od dworca autobusowego, więc i problemu z dojściem nie miałem żadnego. W oczy od razu się rzuca kolorowa tablica z nonic`iem, w którym to widnieje symboliczna panorama miasta, a obok nazwa miejsca. Cóż za patriotyzm...;)


Imprezy otwarcia były dwie. Piątek i sobota gdyby komuś było mało. Ja wpadłem w ten drugi dzień zważywszy na fakt, iż... hmm... w sumie sam nie wiem, po prostu tak mi pasowało. Akurat parę minut po osiemnastej już tam byłem, czyli jeszcze w miarę się wszystko otwierało, ale wcale nie brakowało ludzi spragnionych dobrego piwa. 
Klimat od razu dawał się we znaki - na ścianach liczne plakaty, obrazy, ale i wręcz punkowy, artystyczny nieład, który to dodawał dużo prawdziwości temu miejscu, gdyż oferta baru, to nie tylko rzemiosło, ale i shoty, wszelakie drinki, na kawie i herbacie kończąc. Aż trudno uwierzyć, że niegdyś mieściła się tu spokojna kawiarnia (swoją drogą też z craftem, ale to inna sprawa). 
Kranów jest póki co pięć, a na nich już klasyka - ja na otrzęsiny skusiłem się na artezanowy Cymbo Pogon - orzeźwiające, lekkie, pszeniczne ale. Jak dla mnie - gwiazda wieczoru. Wszystko w ofercie rotacyjnej i mogę rzec, że piwo było tym typem trunku, który najszybciej "wychodził". Beczka za beczką... Ewentualnie lodówka dla wybrednych - do wyboru do koloru.

Kuchni (jeszcze?) nie ma, ale nie wymagajmy od razu cudów, dajmy się rozkręcić.
Co do miejsca, to jego naprawdę nie brakuje. W głównym holu porozstawiane jest kilka stołów, które z godziny na godzinę się zapełniały. Znalazło się też "lokum" dla didżeja, który to próbował porywać do zabawy, ale raczej mało kto na niego zwracał uwagę. Chyba najmniej uczęszczanym pomieszczeniem był pokój (tak, pokój - kanapa, fotele, szafki) z planszówkami, po prostu jego lokalizacja nie była odpowiednia - blisko wejścia za bufet, co wskazywało bardziej na jakieś zaplecze aniżeli pomieszczenie do publicznego użytku.

W barze spędziłem kilka godzin na wszelakich rozmowach, czy po prostu - dobrej zabawie. Regionalny klimat tego miejsca pozwolił poczuć się naprawdę jak u siebie i co najważniejsze wolny od jakiegokolwiek spięcia, czy barier. Skończyło się jak dobra impreza w swoim gronie, aniżeli jakieś wzniosłe craftowe wydarzenie, ale chyba na tym polega urok takich małych-wielkich miejsc, co? ;)
W ogóle wielkie brawa dla panów, że w ogóle wystartowali z tak niełatwym biznesem, no ale kto nie ryzykuje ten nie ma. Myślę, że w tym mieście się on bardzo dobrze przyjmie (jak już nie przyjął). Jak będziecie gdzieś w okolicy - wpadnijcie, jest to fajne i niezobowiązujące miejsce na piwnej mapie śląska. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz